W oryginale książka ma tytuł 'Love Executioner and Other Tales of Psychotherapy'. Napisał ją specjalista z tej dziedziny, człowiek 'z dyplomem' Irvin D. Yalom, lekarz, autor powieści i prac naukowych, emerytowany profesor psychiatrii na Stanford University, egzystencjalista i psychoterapeuta.
Na stronie, na której znalazłam to urocze zdjęcie Yaloma, są też cytaty z jego książek. Jeden z nich mi się mocno spodobał:
“Every person must choose how much truth he can stand.”
― Irvin D. Yalom, When Nietzsche Wept
Zasadnicza teza autora jest następująca:
'Moim zdaniem istnieją cztery dane egzystencji szczególnie ważne dla psychoterapii: nieuchronność śmierci, dotycząca nas samych i tych, których kochamy, wolność kształtowania swego życia wedle własnej woli, nasza ostateczna egzystencjalna osobność i, w końcu, brak narzucającego się oczywistego sensu życia'.
Autor opowiada o kilku swoich pacjentach. Co istotne, widać w tym rolę terapeuty, którego można mylić z psychiatrą, psychologiem. Pacjenci profesora Yaloma są różni, z różnymi problemami, ale chyba po przeczytaniu tej książki nie można powiedzieć, że wszyscy byli 'zaburzeni'. Mieli problemy, a to co innego.
Bardzo polubiłam ostatniego pacjenta, któremu terapia uświadomiła, jak bardzo związany jest emocjonalnie ze swoją żoną, a ona z nim. Jeszcze jedna sprawa jest istotna, a mianowicie taka, iż autor wyraźnie mówi, iż nie zakłada z góry żadnych wniosków na temat pacjentów. Nawet sny interpretuje osobno i z punktu widzenia życia każdego pacjenta, na przykład ten sen pacjentki o dzieciach bliźniakach. Indywidualnie wyjaśnia również gesty i miny pacjentów, czym różni się od mniej doświadczonych terapeutów. Wie bowiem, że ludzie są nieprzewidywalni i różni.
Co wynika z opowieści w książce 'Kat miłości' to to, że każdy człowiek w różnym stopniu przechowuje w sobie nieprzepracowane traumy i każdy człowiek inaczej reaguje na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Bardzo praktyczne jest podejście profesora do swoich pacjentów. Rozmawia z nimi, stara się, żeby oni sami uświadomili sobie swoje problemy, a jak trzeba to zderza ich z grupą.Mnie w niej ucieszyło to, że Yalom każdemu z tych jakże różnych od siebie 'przypadków' każe, umożliwia, pozwala, daje szansę pogodzić się z sobą, zaakceptować swoje problemy, a także to, że nie są doskonali, że mają prawo do błędów, że nie powinni unieszczęśliwiać swoimi obsesjami bliskich, tak jak pacjentka, która kazała swoim synom opłacać grób na cmentarzu. Jest też i inny, pozytywne wydźwięk tej książki, który pojawił się jako epizod, ale mnie ucieszył. Pacjentką Yaloma jest otyła dziewczyna, od lat nieumawiająca się na randki, bo czuje się nieatrakcyjna. Na terapii zetknęła się z pacjentem obarczonym wielu dysfunkcjami, który też nie ma udanego życia. Ale uwielbia puszyste panie i za dużo mówi. A ona potrzebuje z kolei kogoś, kto ją dowartościuje. Udane spotkanie, ciekawy epizod, troszkę na marginesie tej książki.
Lektura bardzo wciągająca i ciekawa.