Sześć opowiadań, sześć różnych spojrzeń może nie tyle przez pryzmat grozy, co niesamowitości. Siedlar nie proponuje bowiem czystego horroru, bardziej skłaniając się ku opowieściom z pogranicza światów. Zaiste różnych światów...
Przyznam bez bicia, że poznałem pióro Siedlara dopiero teraz. Na moment w mojej kieszeni pojawiła się suma pieniędzy, dla której nie miałem konkretnego przeznaczenia (szansa jedna na sto), a że obok było stoisko z książkami...
Uczciwie przyznaję, że to znajomość z przypadku. Ale takie podobno są najlepsze, co idealnie sprawdziło się w tym przypadku.
O samym autorze można znaleźć raczej skąpe informacje: Urodził się w Krakowie, dorastał na podhalu. W swoim dotychczasowym życiu zdążył być już skrzypkiem, malarzem, robotnikiem budowlanym i drogowym, strażnikiem przyrody, trocinkarzem, ładowaczem wagonów towarowych. Mieszka w Warszawie, pracuje na lotnisku międzynarodowym Okęcie. Żonaty. Dwóch synów. Jego opowiadania ukazały się dotychczas w "Feniksie" i "Fantastyce".
Zbiór otwiera opowiadanie pt.: "Rozrywki ludzi umarłych" - historia tajemnicza, z podwójnym dnem. Doktor Julius Baar postanawia odpocząć od natłoku pracy w klinice, zmęczony sesjami terapeutycznymi i wysłuchiwaniem zwierzeń rozhisteryzowanych pacjentów. Wynajmuje niewielki domek, położony na odludziu, nad brzegiem morza. Pragnie spędzić w nim trochę czasu, uspokoić się wewnętrznie, zakosztować życia w samotności, zdać się na samego siebie. Okazuje się jednak, że poza nim i małym psem Trixi jest tam jeszcze ktoś. Co jakiś czas pojawia się przed oczami mężczyzny i znika po chwili, by w końcu zdecydowanym krokiem wejść w życie doktora. Ghost story w dobrym wydaniu i z ciekawym zakończeniem.
Kolejna opowieść nosi tytuł "Ostatni autobus do Thunder". To mój osobisty faworyt w zbiorze opowiadań Siedlara. Główny bohater wsiada do autobusu, który w zimowych, niesprzyjających warunkach wyrusza w kurs do Thunder - kurortu wypoczynkowego, mekki narciarzy i snowboardzistów. Po drodze do pasażerów przyłącza się troje ludzi z wypadku samochodowego - dwóch mężczyzn i kobieta, która natychmiast wpada bohaterowi w oko, a jej bliskość pobudza w nim nagłą i niemal niekontrolowaną namiętność i chuć. Śnieżyca wzmaga się, na stacji przestankowej, gdzie miał czekać drugi autobus - nie ma nikogo, a kierowca autobusu stale opowiada o inwazji "obcych", o której usłyszał w jednej z audycji radiowych i podejrzewa wszystkich wokoło o nieziemskie pochodzenie i podłe zamiary. W pewnym momencie zaczyna dziać się coś dziwnego: napięcie wrasta coraz bardziej, dziewczyna z wypadku, do tej pory wyglądająca na chorą, nagle prosi o pomoc, gasną światła pojazdu, a pasażerowie...
Świetny tekst, przy którym bardzo dobrze się bawiłem, dałem się porwać w jego zimowy i tajemniczy klimat, wczułem się w sytuację głównego bohatera - słowem: w zupełności przekonała mnie ta opowieść i przeczytałem ją z wypiekami na twarzy.
"Między Leckiem a Krztuniem" - tym razem historia na rodzimym gruncie. Ewa i Kuba podróżują po kraju motocyklem. Zatrzymują się przy spalonym, opuszczonym domu, a okoliczności powodują, że postanawiają w nim spędzić ostatnią noc swojej podróży. Podczas snu chłopak poznaje ponurą historię pożaru, natomiast rano młodzi orientują się, że nie dość że dom ma swoją tragiczną tajemnicę, to dodatkowo jeden z jej bohaterów wciąż czeka na czyjąś pomoc...
Kolejny tekst - "Pies swojego pana" - to uczta dla tych, którzy kochają przewrotność i cenią sobie fantazję, nie stronią od leciuteńkiego political-fiction. Autor przedstawia nam historię, w której główną rolę gra... prezydent USA, który pewnego dnia przygarnia bezpańskiego psa. No właśnie, ale czy na pewno w tej opowieści główną rolę rzeczywiście gra prezydent? Więcej nie zdradzę, żeby nie psuć Wam zabawy podczas czytania tego opowiadania.
Tekst napisany z humorem, bardziej w klimacie fantastyki, niż grozy. W moim odczuciu to opowiadanie trochę w klimacie Lema, ale ze zdecydowanie Siedlarowskim, oryginalnym charakterem.
"Walczyk z Hortensją" - czyli wspomnienia mordercy po latach. Starszy człowiek, na co dzień przesiadujący przed barowym telewizorem przedstawia nam historię swego życia. Wspomina szczerą miłość do pięknej kobiety (tytułowa Hortensja), zdradę jakiej stał się ofiarą i w końcu zemstę na niewiernej i jej kochanku, bo to właśnie zemsta jest dla niego jedynym właściwym i sprawiedliwym rozwiązaniem. W całym zbiorze to najbardziej spokojne i stonowane opowiadanie, jak wspomniał autor w posłowiu - jego żona stwierdziła, że "Walczyk z Hortensją" wygląda tak, jakby to nie on go napisał (osobiście pozwolę sobie zgodzić się z tą opinią).
Zbiór zamyka tekst p.t.: "Brzytwą kochanie, brzytwą!". Opowiadanie pochodzi ze zbioru "Demony" (podobnie jak "Opowieści okrutne" wydanego przez Fabrykę Słów). No i cóż.. kolejny raz wkraczamy w sferę życia po śmierci. Eveline i jej kochanek planują i realizują morderstwo męża kobiety. Pozorują je na wypadek samochodowy i cała intryga udaje im się niemal doskonale. "Niemal" - bo jest ktoś, kto zna prawdę i wyegzekwuje sprawiedliwość według swoich własnych zasad, na dodatek w taki sposób, który sprawi mu satysfakcję.
Każde z opowiadań opatrzone jest krótkim komentarzem autora, jego refleksją na temat opowiedzianej historii, bądź wyjaśnieniem okoliczności jej powstania. Moim zdaniem to bardzo dobry pomysł i miły dla czytelnika, który nie dostaje samego tekstu, ale razem z nim dodatkowo kilka osobistych słów twórcy. Dzięki temu atmosfera staje się bardziej przyjacielska, lub jak kto woli - gawędziarska.
"Opowieści okrutne" są raczej mało okrutne - nie dajcie się zwieść tytułowi. Są za to wciągające, inteligentne, ciekawe i naprawdę bardzo dobre gatunkowo. Panuje tu klimat niesamowitości, tajemniczości, czasem snu, rzadziej grozy w pełnym wydaniu. Wszystko zakropione humorem, czasem subtelnym innym razem bardziej wyraźnym, zawsze zręcznie wkomponowanym w każdy z tekstów. Autor umiejętnie buduje atmosferę każdej opowieści, wnikliwie nakreśla sylwetki poszczególnych bohaterów, nie tylko tych pierwszoplanowych. Nie spieszy się z historią, pozwala się jej rozwinąć, dojrzeć. Nie pogania żadnych wydarzeń, tylko kontestuje je i w takiej formie podaje czytelnikowi. To nie jest proza dynamiczna, porywająca za kołnierz na pierwszej stronie i tajfunem przeciągająca przez pozostałe karty, galopując i zarzucając mrowiem wydarzeń i faktów. To zbiór opowiadań napisanych z pasją i umiejętnością snucia ciekawych opowieści.