Kiedy słyszę, że romans jest oparty na relacji szef – pracownica mam mieszane uczucia. Jest to relacja, już na starcie, mocno skomplikowana. Miesza w życiu zawodowym i jest etycznie – raczej – potępiana. Nadaje to miłosnej powieści fajnego, niemoralnego charakteru. Z drugiej strony jest to odgrzewany kotlet. Sięgając po takie książki obawiam się, że będę się nudzić przy, co rusz, powielanych schematach. Do przeczytania „Park Avenue” przekonały mnie znane autorki. Recenzje powieści Penelope Ward i Vi Keeland są tak zachęcające, że dałam się namówić.
Fabuła
Elodie pracuje w agencji detektywistycznej. Testuje wierność małżonków klientek. To zajęcie jej jednak nie odpowiada - ile można być obłapianą przez śliniących się mężczyzn. Aplikuje na posadę opiekunki jedenastoletniej Hailey. W drodze na rozmowę o pracę ma stłuczkę. Przystojny acz arogancki kierowca mercedesa wyprowadza ja z równowagi. Wyobraźcie sobie złość Elodie, kiedy okazuje się, że ma być jej potencjalnym pracodawcą. Żadna ze stron nie ma ochoty na nawiązanie współpracy, ale kobieta szybko łapie więź z dziewczynką i – dla dobra dziecka – zostaje jego nianią. Była pracownica agencji detektywistycznej świetnie sprawdza się w roli opiekunki, ale czy źle zaczęta znajomość z szefem, nie będzie rzutowała na ich stosunki. A może, jak to niektórzy mówią, kto się czubi, ten się lubi?
Pozytywne zaskoczenie
Romans to taki gatunek, który trudno mi się czyta, bo ciężko w nim zaskoczyć czytelnika, a ja lubię zwroty akcji. W książce musi się znaleźć coś, co zrekompensuje mi ich brak. W „Park Avenue” są to bohaterowie. Zacznę od tego jacy nie są – infantylni, delikatni, wzdychający do siebie przy każdej możliwej okazji, obrażalscy. A jacy są? Elodie i Hollis to dwa silne charaktery. Dostali od życia w tyłek, ale nie użalają się nad sobą. Podnieśli się i idą dalej nie rozpamiętując przeszłości. Głośno mówią co myślą, a jak trzeba to nie przebierają w słowach. Zapałałam do nich ogromną sympatią. Fragmenty kiedy sobie dogryzają, kiedy się pouczają, kiedy się prowokują należą do moich ulubionych. Napisane z dystansem, momentami zabawne, pełne inteligentnych odpowiedzi.
Świetnym zabiegiem jest nawiązanie do przeszłości bohaterów. Jak już wspomniałam, oni sami jej nie rozpamiętują, ale autorki nie omieszkały o niej wspomnieć. Szczególnie historia Hollisa jest mocno rozbudowana, a nawet możemy przenieść się w czasie i na własne oczy zobaczyć, co ukształtowało tego mężczyzną. Bardzo dobra odskocznia od miłosnego wątku, a przy tym powiązana z nim.
Język
Zastanawia mnie, czy można by było nieco złagodzić język tej powieści. To nie tak, że jest on wybitnie wulgarny, jednak brzydkie słowa się pojawiają i nie zawsze widzę sens w ich użyciu. Czy kiedy jakiś facet przystawia się do Elodie, musi paść komentarz typu: "On chce się z Tobą pieprzyć"? Nie wystarczy "chce się przespać"? Czy kiedy Hollis czuje, że źle coś zrobił musi nazywać siebie fiutem?
Nie czytałam oryginału, więc nie umiem stwierdzić, czy to autorki, czy tłumaczka odpowiadają za wulgaryzmy. Jednak widzę bohaterów na poziomie i nie rozumiem skąd u nich tak prostackie odzywki. Wiadomo, że od czasu do czasu, każdy sobie przeklnie, ale rzucanie mięsem kiedy tylko nadarzy się sposobność nie świadczy o klasie.
Podsumowanie
Warto było zawitać na Park Avenue, żeby poznać Elodie i Hollis'a. Jest to dwójka charakternych bohaterów w niebanalnie napisanym banalnym romansie. I to jest, moim zdaniem, najlepsza rekomendacja dla tej książki. Czytelnicy dostają to co oczekują po romantycznej powieści, ale dostarczone w oryginalnej paczce.