Przy ostatniej stronie „Wschodzącego księżyca” miałam wielką nadzieje, że uda mi się przeczytać cześć drugą. Jak tylko trafiła do moich rąk, musiała poczekać na odpowiednią chwilę, abym znów mogła spokojnie delektować się przygodami i łóżkowymi podbojami głównej bohaterki – Riley Janson
Kiedy Riley budzi się naga i zakrwawiona w obcym miejscu wie, że znowu w jej życiu zapanował chaos. Jak się okazuje, jej zdolności są wciąż cenne i zdobycie jej DNA (a najlepiej spłodzenie z nią potomka) jest celem pewnej organizacji. Kiedy wraz z przyjaciółmi wpada na trop swoich prześladowców, pojawia się Misha, który ma dla niej pewną propozycje, jego zdaniem – nie do odrzucenia.
Serce Riley też nie może zaznać spokoju. W jej życie ponownie wkracza Quinn, seksowny wampir, który wcześniej ją porzucił, poznaje również alfę stada wilków – Kellena i koniokształtnego Kade’a. Czy któryś z nich zawładnie na dobre sercem i ciałem Riley?
Zdecydowanie przy tej części emocje związane z czytaniem odrobinę opadły. Tak jak poprzednia część była dla mnie niemal bez wad, w tej niestety rzuciły mi się w oczy pewne niedociągnięcia. Jednym z elementów, które nie przypadły mi do gustu było m.in. przedłużająca się akcja. Autorka zawaliła tę część nowymi postaciami, przez co ostatecznie nie miałam pojęcia, o którego bohatera chodziło w czytanym przeze mnie fragmencie. Co za dużo, to nie zdrowo. Dodatkowo, sex tym razem wzbudził we mnie mieszane uczucia. Wiem, że Riley jest kobietą wyzwoloną, ale jej podboje powoli robią się niesmaczne i zaczynają zalatywać niemal zoofilią. Dorzućmy do tego porównywanie męskich organów płciowych u zmiennokształtnych, do ich zwierzęcych odpowiedników. Ok., ja jestem w stanie przetrawić bardzo dużo, ale w momencie, kiedy Riley napala się na koniokształtnego i dokonuje porównań… No cóż, lepiej w tym momencie odpuścić sobie jedzenie i picie czegokolwiek, bo grozi to opluciem książki resztkami. Jest to najzwyczajniej w świecie niesmaczne, i nie wiem, co autorka chciała tym osiągnąć. Wiem, że nie jest to książka dla młodszych czytelników i takowym nie jestem, ale błagam – niech zwierzęta trzymają się z dala od scen seksu, bo będę wymiotować następnym razem!
W tej części, sama Riley ukazana jest nadal, jako kobieta silna, pewna swojej seksualności oraz wie, czego pragnie od życia. Wciąż pozostaje dla mnie jedną z najlepiej wykreowanych damskich postaci książkowych, z jakimi miałam styczność podczas czytania. Brakuje takich bohaterek, które nie boja się sięgać po to co chcą, zachowując przy tym wdzięk i urodę godną damy (no może nie wtedy, jeżeli chodzi o faceta… wtedy Riley zmienia się w napalonego zwierzaka ).
Postacie męskie tym razem nie wywarły na mnie żadnego wrażenia. Zdecydowanie za mało było Rohana i Quinna, a za dużo kolejnych przelotnych kochanków Riley. W tej części powraca również Misha, co do którego wciąż mam mieszane uczucia. Ciężko mi określić, czy darzyć go sympatią, czy też nie. Faceci towarzyszący Riley są zawsze tłem dla niej i tutaj wciąż to się nie zmienia. To ona zawsze gra pierwsze skrzypce, a facet jest tylko dodatkiem, niczym dobrze dobrane buty do sukienki wieczorowej. Muszą pasować idealnie, a w razie problemów, zawsze można je wymienić na lepsze.
Mimo, że ta część nie powaliła mnie na łopatki pod względem fabuły i akcji, to pochłonęłam ją w tempie ekspresowym, mając spore problemy z oderwaniem się od niej. Wciąż polecam przygody Riley starszym czytelnikom, i pod tym względem zdania nie zmienię. Główna bohaterka wciąż zaskakuje, a grono mężczyzn wkoło niej rośnie, więc jeżeli komuś do gustu przypadła część pierwsza – niech koniecznie sięga po „Całując grzech”, a ja tymczasem na spokojnie będę oczekiwać trzeciej odsłony przygód Riley.