"Samotność to taka straszna trwoga
Ogarnia mnie, przenika mnie..."
(List do M., Dżem)
W ostatnich dniach kontynuowałam historię zawiązaną na kartach powieści "Tysiąc kawałków" Anny Ziobro. Choć "Okruchy samotności" nie łączą się ściśle z poprzednim tomem i można je czytać bez jego znajomości, to uważam, że lektura książek we właściwej kolejności pozwala nam lepiej zrozumieć postępowanie głównych bohaterów. Poznajemy tu dalsze losy Julii, która na skutek mających miejsce w ubiegłej części wydarzeń zdecydowała się na emigrację do Niemiec i pracę w tamtejszym domu starości. Upatrywała w tym wyjeździe szansy na rozpoczęcie nowego życia, z dala od pozostawionych w Polsce trosk. Niestety, Julia wpada z deszczu pod rynnę, a nowe życie nie okazuje się tak atrakcyjne jak się spodziewała. Wręcz przeciwnie, przynosi ze sobą dojmujące uczucie samotności oraz strach.
"Przez całe życie za czymś tęsknimy, Julio (...) Najgorzej, gdy jest to coś, czego nie możemy już mieć."
Wiodącym tematem tej książki jest tytułowa samotność, z którą mierzy się główna bohaterka. Zdawałoby się, że czas leczy rany, niestety, w tym wypadku idzie mu to wyjątkowo opornie. Julia wciąż rozpamiętuje szczęśliwą przeszłość, czym tylko rozdrapuje poniesione rany. Niestety, wydarzenia mające niedawno miejsce odcisnęły na niej swoje piętno sprawiając, że kobieta stała sie cieniem własnej osoby. Pech chciał, że wyjazd do Niemiec nie przyniósł jej upragnionego ukojenia, tylko dodatkowo obarczył kolejnymi problemami.
Czy Julii uda się w końcu stanąć na nogi i ruszyć do przodu?
"Ogień ma ogromną moc, Julio (...) Może zawładnąć całym Twoim sercem, a wtedy zapomnisz o wszystkim."
Przyznam, że już od pierwszych fragmentów powieści da się zauważyć, że różni się ona od poprzedzających ją "Tysiąca kawałków". Przypominam, że ten drugi tytuł stanowi debiut autorki, natomiast "Okruchy samotności" są jej kolejną książką. Choć pod względem językowym pisarka pozostaje wciąż na wysokim poziomie, to pokusiłabym się o stwierdzenie, że późniejsza powieść autorki jest bardziej rozbudowana. Występuje w niej zdecydowanie więcej postaci, a fabuła wydaje się być bardziej zawiła. W moim odczuciu jest to oznaką progresu warsztatu literackiego autorki, co nie powinno dziwić, gdyż obie historie powstały w pewnym odstępie czasu. Mam też wrażenie, że pisarka podąża tu trochę w kierunku thrillera, gdyż sytuacja przez nią opisywana, wraz z rozwojem akcji potęguje uczucie napięcia u czytelnika. Był moment, w którym miałam wrażenie, że przedstawione wydarzenia będą miały bardziej tragiczny przebieg.
"Widzisz, szczęście nie jest dane na zawsze. Jest raczej zadane i trzeba je pielęgnować (...)"
Po raz kolejny otrzymujemy od autorki powieść, w której nie brakuje trafnych przemyśleń. W usta bohaterów Anna Ziobro wkłada słowa, mające na celu zwrócić naszą uwagę na podstawowe kwestie, jakimi są miłość i szczęście. Dodatkowo, czyni to tak umiejętnie, że nie męczy tym czytelnika, a raczej ma on wrażenie, iż do wszystkich konkluzji dochodzi sam. Autorka wykazuje się tu wysoce rozwiniętą umiejętnością wyciągania właściwych wniosków z otaczającej ją rzeczywistości. Obserwuje świat i pisze o newralgicznych punktach współczesnego społeczeństwa. My, jako czytelnicy, możemy się z tym zapoznać, a następnie starać się odnieść to do własnego życia.
"Czyli zamierzasz znów układać sobie życie? - spytał z przekąsem. - Który to już raz, Julio?"
Kwestią, na którą autorka również zwraca naszą uwagę są toksyczne relecje z rodzicami. Niestety, choć w założeniu powinniśmy móc zawsze mieć możliwość liczyć na ich wsparcie, to w rzeczywistości różnie to wygląda. Stoją za tym różne powody, akurat w przypadku Julii są nimi niespełnione ambicje opiekunów i ich pragnienie, by córka ułożyła sobie życie zgodnie z ich przewidywaniami. Każde odchylenie od przyjętej normy było źle odebrane. Myślę, że wielu z nas nieobce są tego typu zachowania. Czasami nadopiekuńczość rodziców przekracza ogolnoprzyjete normy i zamiast pomagać, szkodzi. Każdy z nas ma prawo do własnych wyborów, zwłaszcza wtedy, gdy jest już dorosłym człowiekiem.
Przyznam, że "Okruchy samotności" trochę mnie zaskoczyły, oczywiście, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Jestem pełna podziwu dla autorki i mocno jej kibicuję! Przede mną lektura "Słoika z marzeniami", której już nie mogę się doczekać!
Moja ocena 9/10.