Sekta. Owo słowo przywołuje na myśl raczej nie przyjemne skojarzenia. Zgromadzenie ludzi, czczących potwornego bazyliszka podczas masowych orgii, którym towarzyszą jakże urocze czarne msze, oczywiście z kulminacyjnym udziałem martwego kota. Imaginacja zdecydowanie godna przeciętnego człowieka, który w swym niezmiernie długim życiu ma zapchany i zmodyfikowany mózg przez wszelkie Ukryte Prawdy, czy Trudne Sprawy. Ale po co mamy się ograniczać? Idźmy o krok dalej. Wyobraźmy sobie sektę o absurdalnych poglądach, wierzącą w rzeczy co najmniej mało realne. Niewiarygodne, bestialskie, ściśle tajne, magiczne kulty, zakorzenione w umysłach jej członków tak mocno, iż stały się niezdolne do wyplenienia. Teraz czas na diametralną zmianę zdania. Czy organizacja, która dopuszcza się oszustw, kłamstw i mordów może być odbierana przez nas pozytywnie? Okazuje się, że może. Zaskoczeni? Wcale się nie dziwię. Ja też byłam.
Sheyla chce być w swej przyszłości dziennikarką. Nadarza się niepowtarzalna okazja, aby zaistnieć w akademickiej gazetce, co z pewnością przydałoby jej się w późniejszej pracy. Podczas wykonywania zadania, przypadkowo trafia do tajnego zgromadzenia, które całkowicie odmienia jej życie. Wkracza w sam środek magicznej walki dobra ze złem.
Przyciągająca wzrok, stylizowana na lekko zepsuty metal okładka. Intrygujący, dla większości Polaków zupełnie obcy tytuł. Egzotyczny, tchnięty jakąś ponadmaterialną i duchową mocą symbol. Frapujący, owiany nutką tajemnicy opis z tyłu okładki. Fragment, dobrany idealnie, od razu przyprawia o zawroty w głowie i przyjemne dreszcze na rękach, które aż palą się, by otworzyć pierwszą stronę powieści. Taka książka ewidentnie pretenduje do miana tych najlepszych. Sukces murowany. Teraz pozostaje jedynie przeczytać twór i subiektywnie rozpatrzyć, czy zasłużył on na całe zamieszanie wokół siebie. Według mnie jak najbardziej tak.
Pierwsze karty powyższej opowieści, już na wstępie zdradzają (ach te niewdzięczne plotkary), iż do naszych dłoni, trafiło coś, co na długo pozostawi wyraźne znamię w naszej pamięci. Początki, rzadko kiedy wyjątkowe, najczęściej ostatecznie decydują o ilości tych, którzy książkę dokończą czytać. Przykre, choć prawdziwe. Tak to już jest, z banalnymi opowiastkami, pisanymi na zasadzie: im prościej tym lepiej. Czy w tym przypadku było inaczej? Potwierdzając, dopuściłabym się po części kłamstwa. Bowiem, prolog unikatowy nie był. Jednak jednocześnie miał w sobie pociągającą nutkę grozy, która w zupełnie niewytłumaczalny sposób, zawładnęła mną całkowicie.
Dobra, choć niewymagająca. Pochłaniająca, lecz nieprzygnębiająca. Banały, banałami. Tak wymieniać mogę jeszcze długo, jednak nie miałoby to żadnego sensu. We współczesnym świecie, dla przeciętnego śmiertelnika, liczy się jedynie sensacja. Ma się coś dziać, rozbijać, niszczyć, zabijać. Ach.. Ta niezwykle pochłaniająca żądza dynamizmu, jest teraz wszechobecna, wręcz namacalna. Możecie się zarzekać, że tak wcale nie jest, jednak fakt jest faktem. Ruch nie wyklucza spokoju, za to nuda wyklucza ruch. Mogę, więc zapewnić każdego, iż w powieści Angela wciąż się coś dzieje. Oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie zostajemy bombardowani informacjami, których kompletnie nie rozumiemy. Autor, zdecydowanie ma dobry gust i odmierza bardzo precyzyjną miarką emocje, które nam sprzedaje.
Liczę, że nie wszyscy z nas są całkowitymi ignorantami, którzy czytają wyłącznie po to by zabić nudę codziennej rutyny. Książka jest tworem, któremu należy poświęcić, choć krótką chwilę refleksji. Nie mam tu na myśli otaczania literatury nabożną czcią, która zazwyczaj praktykowana jest przez powołanych do swego zawodu polonistów. Chodzi jedynie o aktywne czytanie, które nadaje nam zdolność do dostrzegania tego, co zostało zapisane między wierszami. We wszystkim można się doszukać drugiego dna. Znalazłam je również w Oku Kanaloa. Autor, o dziwo zdecydował się na bardzo odważny krok. Zacznę od tego, iż zostaliśmy po części oszukani i wciągnięci w swoisty rodzaj gry. Pokochaliśmy tych, których nie powinniśmy obdarzyć żadnym przyjemnym uczuciem. Jak można zauroczyć się w ludziach, którzy dopuszczają się najgorszych czynów, walcząc jedynie o swoje racje i kierując się chęcią zemsty? Całkowita manipulacja, jakże durnym w tym przypadku, ludzkim umysłem. Jednak to dało nam możliwość, aby dostrzec niewątpliwie bardzo istotną rzecz. Możliwość działania zła, w celu uzyskania większego dobra oraz to, by nie oceniać polegając jedynie na pierwszym spostrzeżeniu.
Debiutancką pozycję Angela bezapelacyjnie mogę okrzyknąć sukcesem. Wartka akcja połączona ze świeżym pomysłem i finezyjnymi bohaterami, daje nam mieszankę wybuchową, którą raczyć się mogą nawet ci najbardziej wybredni koneserzy literatury. Powieść pokonująca granice, bowiem oczarować może każdego, niezależnie od pochodzenia, wieku, płci czy poglądów. To przykre, gdyż dostrzegłam jedną, na pozór zupełnie marginalną wadę. Nie jestem pewna, czy zdążę wytrzymać na publikację kontynuacji Oka Kanaloa, bez postradania zmysłów. Życzę wszystkim, aby wasze doznania, były choć w połowie tak silne jak moje.
9/10
"Pozycja o krok przed innymi jest w sam raz, żeby ktoś cię kopnął w dupę."