Choroba to jedna z najgorszych rzeczy, jakie może spotkać człowieka. Pozbawia marzeń, komplikuje plany i cele oraz skrajnie wyniszcza. Dzisiaj medycyna stoi na bardzo wysokim poziomie. Jednak wciąż niektóre zarazy, które pochłaniają całe masy żyć, bezkarnie panoszą się na tym świecie i śmieją się z naszej bezsilności. Przenieśmy się jednak w nieco inne realia. Wyobraźmy sobie świat magiczny, w którym wszystkie rasy (zarówno ludzkie, jak i zwierzęce) żyją "w zgodzie". W którym rozwój techniczny zatrzymał się na poziomie średniowiecza. Strach, bród, smród i niechęć to zupełna codzienność. Przerażające, nieprawdaż? Dodajcie jeszcze do tego magię, która oprócz dobra, niesie najczystsze i najgroźniejsze zło. I jak w takich warunkach walczyć z chorobą, która zdziesiątkowała niczemu niewinne dzieci?
"Nigdy, nigdy nie waż się uciekać od bliskich ci osób. Czy to ty zawiniłeś, czy oni, nigdy ich nie zostawiaj, bo kiedy zechcesz wrócić, może już nie być do kogo."
Triafis to wilkołak, który prowadzi nudny żywot. Pewnego dnia nadarzyła się okazja, dzięki której będzie mógł zarobić nieco pieniędzy. Tak też wyruszył do stolicy jako ochroniarz kupca. Podczas podróży Triafis poznaje piękną i uroczą kapłankę, która zmaga się z Trupim piętnem, czyli chorobą, zabijającą masę dzieci. Wilkołak będzie pomagał jej w walce. Przez to pozna on najczarniejsze zakamarki świata, w którym dotychczas żył całkowicie beztrosko. Czy wspólnie uda im się pokonać zarazę?
Książkę niestety odebrałam w zły sposób. Jej dwie cechy, które doprowadziły mnie do skrajnej irytacji, diametralnie wpłynęły na ocenę. Zacznę od delikatniejszej sprawy, która niekoniecznie zależała od autora, a raczej od wydawnictwa. Błędy. Jest ich cała masa. Jak nigdy nie zdarzyło mi się zwrócić uwagi na interpunkcję i ortografię w książce, tak tym razem około setnej strony wzięłam w dłoń pomarańczowy długopis i korygowałam wszystko co wpadło mi w oczy. Co najśmieszniejsze jestem dysortografikiem. Mimo to znalazłam całe hordy pomyłek. Przy okazji skomentuję styl. Budowanie konstrukcji składających się z kilku zdań składniowych (np. jak Sienkiewicz) jest samobójstwem literackim. Jeżeli nie umie się panować nad tym co wychodzi spod pióra, to jak ognia należy unikać długich zdań. Tu niestety autor czasem przecenił swoje możliwości i pojawiały się błędy stylistyczne i logiczne, przez co niejednokrotnie samodzielnie musiałam domyślać się sensu wypowiedzi. Nie chodzi tu o samą interpretację a raczej o informację.
"Życie bez celu staje się ciężarem"
Przejdę jednak do tej nieco bardziej brutalnej kwestii. Główny bohater powodował u mnie tak silną nienawiść, iż gdybym umarła podczas lektury tej książki, z pewnością trafiłabym do co najmniej piątego kręgu w dantejskim piekle. Ten (podobno) jakże skromny wilkołak, przez całą powieść wychwalał samego siebie. Jego atuty były bardzo mocno wyróżnione. Pod koniec książki, kiedy udało mu się dostrzec w sobie jakąś wadę (SIC!), i tak miałam wrażenie, iż on wciąż siebie chwali. W tym momencie nic nie jest w stanie opanować mojego gniewu, gdyż owy Triafis zepsuł całą lekturę, która bez jego udziału mogła być na prawdę bardzo dobrą książką.
Akcja, niestety, toczyła się bardzo powoli. Książka ma jeden dobry moment, który bardzo mnie ożywił. Faktycznie atak zombi niejednego przyprawi o gęsiom skórkę. Panie Krystianie ja błagam o więcej takich scen. Uważam, że w autorze jest bardzo duży potencjał. Liczę, że zmieni on nieco swój styl, by przypaść do gustu szerokiemu gronu odbiorców. Trochę pracy i myślę, że będzie mógł on zasiąść w loży genialnych, polskich pisarzy fantastycznych. Jednak mimo wszystko mniej patosu, więcej treści.
"Siłą dla życia są nasze marzenia"
Chciałam wspomnieć jednak o rzeczy, która zapewne miała być clou całej książki. Autor genialnie przeniósł problemy ludzkości na karty powieści fantastycznej. Zauważamy chociażby silne nawiązanie do władz totalitarnych. Ten motyw jest akurat bardzo wyraźnie zaznaczony i nie trzeba się niczego domyślać. Oprócz tego przedstawienie rasizmu jako pewnej nietolerancji pomiędzy ludźmi a zwierzętami, również wyszło bardzo dobrze i ewidentnie wpłynęło korzystnie na książkę. Dzięki tym motywom uwierzyłam w tego autora i nie skreśliłam go całkowicie. Cieszy mnie również, iż pan Lewandowski odszedł od tendencyjnego motywu miłości, który pojawia się obecnie bardzo często we współczesnej literaturze, a zamiast tego przedstawił inne bardzo istotne wartości, takie jak przyjaźń, marzenia, tolerancja i walka ze słabościami.
Decyzję co do przeczytania książki pozostawiam jedynie Wam. Nie skreślam tej powieści. Pomysł był dobry, ale jego wykonanie raczej marne. A jak ma do nas przemówić coś, co w pewnych momentach tak bardzo nas denerwuje?
4/10
"To marzenia czynią nasze życia wartościowymi"