Utrudzona Matka Polka, wzorowa uczennica, doskonała pracownica, kobieta perfekcyjna do bólu, organizatorka całej praktycznej strony życia swojej rodziny, królowa obowiązkowości - to pierwsze określenia jakie przychodzą mi do głowy w związku z Martą, bohaterką debiutu Agi Szynal "Ja sama".
Marta ma w zasadzie wszystko, co potrzebne jest do pełni szczęścia - atrakcyjnego męża, uroczą córeczkę, pomocnych rodziców, stabilną pozycję na rynku pracy a mimo to, zbliżając się do swoich 40-tych urodzin, kobieta czuje, że gorset wymagań i zadań jakie sobie narzuciła coraz mocniej ją uwiera.
Tak, Marta to typowa Zosia Samosia, wytresowana w poczuciu, że gdy zawali cokolwiek - spowoduje efekt lawinowy, tożsamy z końcem świata jaki zna, do norm którego przywykła, ba, oswoiła je i uznała w dużej mierze za własne.
Powiem szczerze, że przeraziło mnie ile wspólnego mam z bohaterką Agnieszki, z tym odwiecznym muszę, z dźwiganiem własnego mikrokosmosu na obolałych już ramionach, z wyrzutami sumienia, gdy próbuję odłożyć gdzieś na moment ten ciężar.
Marta wszystko robi sama, nie tylko dlatego, że jest przekonana, że zrobi to najlepiej, raczej z przeświadczenia - a przynajmniej ja tak mam- że ona to po prostu zrobić MUSI, że to jej powinność.
"Ja sama" to nie tylko obraz kobiety, której oczekiwania społeczne ale i własna, zrodzona z potulności, wiara w ich słuszność, zacieśnia na szyi pętlę nieustannych obowiązków.
Marta jest sama również dlatego, że jest bardzo samotna - osobna i nie do końca zrozumiana w swoim małżeństwie, w którym mężczyzna jest tak skupiony na sobie, że w ogóle nie zauważa, że małżonka coraz bardziej się od niego oddala.
Oczywiście i ona nie jest bez winy, wszak latami utwierdzała Kubę w przekonaniu, że będzie ten wózek obowiązków żwawo targała, podobnie jak robili to wcześniej jego rodzice, wskazując chłopakowi zielone światło w kierunku jego zainteresowań i zachcianek. On robi tylko to, na co ma akurat ochotę.
A Szynal dotyka w swojej powieści również tej drugiej strony medalu, wskazując skutki naszego "dam radę" w powiązaniu z patriarchalnym wzorem wychowania, który przyzwalając na luz mężczyznom, jednocześnie odbiera oddech kobietom, wpychając je w błędne koło służby światu.
"Ja sama" jest trochę jak gabinet luster, w którym - przynajmniej na kilku kawałkach szkła- zobaczymy same siebie. Osobiście utożsamiam się z Martą walczącą z niekończącymi się obowiązkami, ucząc się sukcesywnie tupać nóżką i próbować wydreptać większe poletko dla własnego ja. Doskonale rozumiem również jej odczucia związane z wczesnym macierzyństwem, w których zabrakło u mnie nie tyle lukru co nawet odrobiny cukru pudru..
Spotkanie z debiutem @kobiecasilawsparcia było emocjonujące, bo kibicuje Agnieszce w tych pierwszych pisarskich krokach ale przede wszystkim przypomniało mi, że nie chcę całe życie kroczyć obowiązkową ścieżką, wolno mi realizować własne oczekiwania wobec samej siebie. Wam również.
Marta dochodzi do granicznego momentu, wie już co chciałaby zrobić, czy starczy jej odwagi? Sprawdźcie!
Ps. To książka mocno o kobietach ale nie tylko dla kobiet!