Rok niedawno się zaczął, a ja już znalazłam książkę, która pewnie znajdzie się najgorszych 2022. Nawet nie umiem opisać, jak ogromnie się rozczarowałam. Kołysanka z Auschwitz też nie była najlepszą książką, ale jednak ciekawiła mnie, poruszyła, z tego co pamiętam, nawet uroniłam parę łez. A tutaj? Jedyne co czułam to rozdrażnienie. Ale zacznijmy od początku.
8-letni Moise i 12-letni Jacob są Żydami, których rodzice musieli uciekać i na początku wojny zostawili ich pod opieką ciotki. Obiecali, że gdy znajdą bezpieczne miejsce, znowu będą mogli być razem. Niestety podczas obławy francuska żandarmeria aresztuje chłopców i zabiera do Velodrome d'Hiver gdzie przetrzymywani są tysiące francuskich Żydów. Wiedzą, że muszą uciekać. Ich jedyną nadzieją jest odnalezienie rodziców, do których doprowadzić mogą ich tylko listy wysyłane co jakiś czas przez mamę. Podczas podróży spotykają wiele kłopotów, ale też mnóstwo życzliwych osób, które były gotowe narazić siebie, ty tylko im pomóc.
"-Chcę być z nimi. Nie spodziewam się, że mnie zrozumiecie, po prostu taką podjąłem decyzję. Możliwe, że wielu ludzi ceni sobie wolność i życie, ale dla mnie nic to nie znaczy bez rodziny. Istnienie bez nich byłoby niewolą. Jeżeli będę cierpiał razem z nimi, zostanę u ich boku na zawsze."
Nie mam zamiaru być tutaj delikatna ze względu na dosyć trudną tematykę, której autor się podjął. Nie dość, że wojna, to jeszcze z perspektywy dzieci. Przykro mi, ale jak dla mnie zupełnie jej nie podołał. Mówimy tutaj o tragicznych wydarzeniach II wojny światowej, a nie o bijatyce na podwórku. A czuję się, jakbym właśnie o tym czytała. Nie było tu tego tragizmu, właściwie nie czułam też zbyt wielu emocji. A jak już to były dosyć sztucznie wymuszone przez jakieś napuszone, głębokie myśli bohaterów, które sprawiały, że głównie się krzywiłam. A tym bardziej, kiedy to były myśli dzieci.
To jest po prostu...nudne. Nie sądziłam, że z podróży dwóch żydowskich chłopców w celu znalezieniu rodziców podczas wojny, można stworzyć coś tak bezbarwnego i nużącego. Właściwie większość opierała się na trafianiu od jednego dobrego człowieka, do kolejnego dobrego człowieka. Nie mieli nawet wielu problemów. Nie było tutaj napięcia, bo wiedziałam, że zaraz wyjdą z wszystkich kłopotów. Po 50 stronach bez trudu można było się domyślić co się stanie za kolejne 50, 100 czy 200.
"W tym momencie mężczyzna zrozumiał, że w tej rozklekotanej ciężarówce wiezie wszystko, co kocha. Poczuł się jak najbogatszy człowiek na świecie. Wszystko, czego, mu było trzeba miał w walizce, jego światem byli dwaj synowie. Jeśli się jest ojcem, trzeba się wyrzec własnych marzeń i zamienić je na marzenia dzieci. "
Zupełnie nie kupuję podróży chłopców. Od tej książki aż bije naiwność i nierealność. Może być to naprawdę fajna powieść dla dzieci, niezbyt drastyczna, ale gdzieś ten wątek wojny jest przemycony. Ale nie wiem, czy dorosłych zadowoli. Mnie na pewno nie.
Chłopców polubiłam. Momenty kiedy mogli się bawić i było widać to, że naprawdę są dziećmi, były najlepszymi w książce. Jacob chociaż dojrzały, inteligenty i zaradny przecież miał dopiero 12 lat. I autor chyba czasami o tym zapominał. Przykładowo wtedy gdy wciskał mu w usta i myśli kwestie, których nie powstydziłby się żaden dorosły. Musiałam sprawdzać, czy on nie jest przypadkiem 18-latkiem i czy to nie był mój błąd. Jego myśli i wypowiedzi czasami były takie głębokie i filozoficzne, a metafory rozległe. W dodatku umiał przewidzieć, co się stanie, miał świetnie rozeznanie w sytuacji na świecie, a w drodze się w ogóle nie gubili i wszystko od razu znajdywali. Nie kupuję tego.
Czy ja naprawdę mam uwierzyć, że trójka dzieci bez problemu pobiła do nieprzytomności żandarmana? I że w obliczu II wojny światowej bezproblemowo przemieszczają się po kilku krajach, ciągle trafiając na dobrych ludzi? Jest zbyt absurdalna i nierealna, żebym mogła to zaakceptować.
"Ludzie zawsze stawiają granice, osądzają innych po wyglądzie, religii, kolorze skóry czy majątku. Dzieci widzą to inaczej-dla nich wszyscy są równi, nie liczą się różnice czy podobieństwa."
Niestety temu autorowi mówię już nie. Już Kołysanka z Auschwitz szczególnie mnie nie zachwyciła, ale tutaj było jeszcze gorzej. Chociaż fabuła wydała się ciekawa, tak realizacja tego naprawdę mnie zawiodła Jest mnóstwo innych, lepszych wojennych książek, które wolałabym przeczytać.