Jacek Łukawski swój kryminalny debiut osadził w Chęcinach. Prowincjonalnym miasteczku, jak to zwykle bywa w przypadku kryminałów, spowitym aurą tajemnicy i mroku. Jeśli jednak sądzicie, że Autor powielił jakiekolwiek schematy to jesteście w błędzie. „Odmęt” to kryminał bardzo przemyślany, doskonale skonstruowany, opierający się na rzetelnym researchu i nie waham się użyć tego określenia – inny niż wszystkie.
Damian Wolczuk, główny bohater powieści, miał zdecydowanie zły dzień. Przegrał w sądzie sprawę o zniesławienie, stracił pracę i nakrył partnerkę na zdradzie. Postanowił uciec z Warszawy i spróbować szczęścia w Krakowie. Niestety, nie jest mu dane tam dotrzeć. Rozbija samochód w okolicach Chęcin. Z pomocą przychodzi mu Alicja, przypadkowo przejeżdżająca obok kobieta, która zapewnia mu nocleg w chęcińskim klasztorze. Wkrótce okazuje się, że zbiegły z miejsca wypadku sprawca kolizji oraz jego współpasażerowie nie żyją...
Zachwycił mnie sposób w jaki Autor ukazał Chęciny. Jak genialnie oddał ich małomiasteczkowy klimat, duszną atmosferą, tę specyficzną mentalność mieszkańców, którzy znają się od pokoleń i którym wydaje się że wszystko o sobie wiedzą. Łukawski wykorzystał nie tylko architekturę miasta; Klasztor Franciszkanów, Kościół Św. Ducha, chęciński rynek, Synagogę, ale także jego historię. Zarówno tę prawdziwą, sięgającą średniowiecza jak i tę utrwaloną w miejskich legendach. Wszystko to w sposób fenomenalny wpasował w stworzoną przez siebie fikcję literacką. Opisy są barwne, bardzo obrazowe, plastyczne, realistyczne i oddziałują na wyobraźnię czytelnika. Nie trzeba tam być, aby poczuć klimat i spowijającą miasto aurę, aby oczami wyobraźni zobaczyć utrwalone słowem miejsca. Autor nie ograniczył się tylko do opisu samych Chęcin, utrwalił także ich okolice. Finał powieści osadził w równie malowniczej za dnia, a nocą budzącej grozę miejscowości Miedzianka. Jestem oczarowana i zanim zacznę nadużywać słowa genialny i jego synonimów przejdę do wątku kryminalnego, choć tu też będę musiała się hamować.
Mrok, niesamowita aura tajemnicy i napięcie towarzyszą czytelnikowi stale. Miejsce i czas poszczególnych zdarzeń zostały bardzo dobrze przemyślane i opisane tak, aby dodatkowo potęgować nastrój grozy. Fabuła powieści jest dopracowana w najdrobniejszym szczególe. Wszystko tu jest celowe. Akcja jest dynamiczna. Śledztwo zawiłe, bowiem ofiar stale przybywa.
Kreacja postaci to zdecydowanie jest to, co wyróżnia Jacka Łukawskiego spośród wszystkich znanych mi kryminalnych twórców. Jego bohaterowie są wyraziści, barwni, niejednoznaczni, każdy z nich ma jakąś ciemną stronę, głęboko skrywaną przed światem tajemnicę. Wszyscy, bez wyjątku. To jednak jeszcze nic. Wskażcie mi bowiem Autora, który potrafi sprawić, że każda z postaci której poświęcił więcej niż trzy zdania tekstu z miejsca staje się podejrzanym. Ja do tej pory takiego nie znałam.
Łukawski do samego końca, bardzo umiejętnie, wodzi czytelnika za nos. Mnoży wątki, myli tropy, wszystko jednak z umiarem i wyczuciem. Nie odnosi się wrażenia niepotrzebnego chaosu czy przesytu.
Finał tej historii zaskakuje, jest absolutnie nieprzewidywalny. Co więcej, miałam wrażenie, że mordercą mógł być ktoś zupełnie inny i ja bym w to, bez mrugnięcia okiem, uwierzyła.
Absolutnie fenomenalna, świetnie napisana, niesamowita podróż do konkretnych miejsc, mniej i bardziej odległych czasów, a także w głąb ludzkiego umysłu. Zachwyt, szczery zachwyt. Zdecydowanie niedoceniana pozycja.