Kilka miesięcy temu, na jednym z bibliotecznych kiermaszy, wpadł mi w ręce "Sługa boży" Erskina Caldwella. To właśnie wtedy dowiedziałem się, że kiedyś, w czasach PRL-u istniała seria wydawnicza Koliber, wydawana przez blisko dwie dekady. W sumie ukazało się 120 tytułów numerowanych, ale zanim Wydawnictwo Książka i Wiedza zaczęło "liczyć Kolibry" przez sześć lat ukazywały się co dziesięć dni i nie posiadały numeracji. Wtedy jednak to był trochę inny Koliber. W 1973 roku zmieniono szatę graficzną, a i same książeczki, choć zachowały swój kieszonkowy format, to jednak stały się nieco grubsze. Do serii trafiały zarówno polskie, jak i zagraniczne krótkie powieści i opowiadania. Dzisiaj chciałbym Wam opowiedzieć o książce wydanej w 1988 roku, czyli można powiedzieć: u schyłku tej serii. Trafiły do niej dwa dzieła Charlesa Dickensa: "Kolęda" oraz "Świerszcz za kominem". Tę pierwszą powinniście dobrze znać, bo tak naprawdę "Kolęda", a właściwie "Kolęda prozą czyli opowieść wigilijna o duchu", to nic innego jak podaj najbardziej rozpoznawalne dzieło Dickensa czyli "Opowieść wigilijna" z 1843 roku. Drugi tekst jest mniej znany (czemu się nie dziwię), został opublikowany dwa lata po "Opowieści" i nosi tytuł "Świerszcz za kominem". Oba utwory składają się na 110 tom serii Koliber, choć były wydawane również w późniejszych latach zarówno razem, jak i osobno, ale jako, że mam w swoich zbiorach i czytałem to wydanie, skupię się właśnie na nim. I napiszę to Wam już teraz: dawno (o ile w ogóle) nie spotkałem się z takim rozstrzałem jeśli chodzi o moje wrażenia po lekturze. Z jednej strony "Opowieść wigilijna", którą czytałem już wcześniej, i którą cenię za kilka rzeczy, o czym napiszę za chwilę, z drugiej zaś mdły, nudny i przesadnie udziwniony "Świerszcz za kominem". Dwa przeciwieństwa, które przyciągnęło Wydawnictwo Książka i Wiedza w 1988 roku.
⏵ "Kolęda prozą czyli opowieść wigilijna o duchu" aka "Opowieść wigilijna"
"Opowieści wigilijnej" raczej nie muszę nikomu przedstawiać. Z pewnością każdy z Was zna tę historię, jeśli nie z książki do z jej licznych ekranizacji. To opowiadanie zabiera nas do XIX-wiecznego Londynu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Głównym bohaterem jest lokalny przedsiębiorca Ebenezer Scrooge, który uosabia bezwzględnego kapitalistę-wyzyskiwacza. Dla tego gościa liczy się tylko forsa i właściwie nic poza tym. Jego życie to równia pochyła, z której zsuwa się coraz bardziej w odmęty chciwości, alienacji i zdziczenia. Wszystko zmienia się w wigilijną noc, kiedy to nawiedza go duch jego dawno zmarłego przyjaciela Marleya. Zjawia zapowiada nadejście trzech kolejnych, uosabiających przeszłe, teraźniejsze i przyszłe Boże Narodzenie.
Właściwie "Opowieść wigilijna" stoi w rozkroku między literaturą piękną a grozą, ale powiedzmy sobie szczerze: ta groza, ta aura niesamowitości, to jedynie otoczka, papier, w który została obleczona historia o wielkiej wewnętrznej przemianie, o rozliczeniu się z przeszłością, o dokonaniu rachunku sumienia. Charles Dickens w swojej twórczości lubił poruszać wątki społeczne. Dziś powiedzielibyśmy, że był autorem lewicującym i chyba to byłaby prawda. On jednak wychodził dalej niż współcześni celebryci, którzy głośno krzyczą o równości, ale ten krzyk, czasami nawet histeryczny wrzask, nic za sobą nie niesie, bo to jedynie poza, kolejna maska, wcielenie nastawione na lajki i zwiększenie popularności. Dickens był inny. Mocno zaangażował się w działalność filantropijną, aktywnie wspierał edukację dzieci z ubogich rodzin, a także był jednym ze współzałożycieli schroniska dla bezdomnych kobiet i dziewcząt. W swojej twórczości również poruszał sprawy ubogich i pokrzywdzonych nie tylko przez życie i los, ale także drugiego człowieka. Chyba wierzył też w to, że nigdy nie jest za późno na zmianę swojego stylu życia, bo właśnie o tym jest "Opowieść wigilijna".
Chyba wszyscy zgodzimy się z tym, że to najbardziej kultowa opowieść świąteczna w dziejach literatury. Dla mnie jest to pierwsze skojarzenie ze świąteczną popkulturą, bo i sama historia wydaje się uniwersalna i ponadczasowa. Język również jest przystępny, a przynajmniej ten w tłumaczeniu Krystyny Tarnowskiej. "Opowieść wigilijna" to jedna z tych książek, do których przyjemnie jest wrócić raz na kilka, kilkanaście lat, i która niesie bardzo pozytywny przekaz. Duży plus za stworzony przez Dickensa świąteczno-mroczny klimat, a także samą opowieść, która mimo, iż ma ponad 180 lat, wciąż świetnie się ją czyta. (ocena: 8/10)
⏵ "Świerszcz za kominem"
Zgoła inne wrażenia mam po lekturze drugiego opowiadania z tego mini-zbioru. "Świerszcz za kominem" to kolejna "świąteczna" propozycja Charlesa Dickensa, ale zupełnie do mnie nie trafiła. Rzecz dzieje się w skromnym angielskim domu państwa Peerybingle. Co się tu dzieje, zapytacie? No, tak do końca nie wiem, bowiem nie ma tu jednego wiodącego wątku. Jest za to gadający imbryk i świerszcz rzucający dobrymi radami, a wszystko to okraszone żółwim tempem i oczekiwaniem na rozwinięcie akcji, której się nie doczekacie. To całkowite przeciwieństwo dynamicznej, bardzo klimatycznej "Opowieści wigilijnej", a jednocześnie - w mojej ocenie - bardzo nieudany eksperyment literacki. "Świerszcz za kominem" to opowiadanie bardziej dla dzieci, niż dla dorosłym, chociaż dziecko mogłoby być zniechęcone dość drętwą narracją. Ja byłem, choć dzieckiem nie jestem; poczułem też rozczarowanie, bowiem po "Opowieści" liczyłem na równą znakomitość, a dostałem spękaną płytę paździerzową, przez którą ciężko było przebrnąć. (ocena: 3/10)
⏵ Podsumowanie
"Kolęda prozą" oraz "Świerszcz za kominem" to bardzo różne teksty, które dzieli przepaść zarówno literacka, jak i emocjonalna; rewelacyjna opowieść stoi obok historii - w mojej ocenie - bardzo słabiutkiej. Wydanie, które ja mam pochodzi z roku 1988 i za szatę graficzną odpowiada łódzka artystka Izabella Petrenko-Laube, która stworzyła ilustrację zarówno na okładce, jak i stronie tytułowej. Czy okładka oddaje klimat zebranych tu utworów? Zdecydowanie nie, ale po latach przyjemnie trąci myszką, więc za bardzo się nie czepiam. "Opowieść wigilijna" to klasyk kultowy, wciąż ekranizowany zarówno w wersji krótkometrażowej, jak i pełnometrażowej, aktorskiej oraz animowanej, ale mimo, że łatwiej jest obejrzeć film, mimo wszystko zachęcam Was do sięgnięcia po tekst, że tak to ujmę, źródłowy, z kolei "Świerszcz za kominem" to coś, bez czego spokojnie możecie się obyć.
© by MROCZNE STRONY | 2024