„- Jest coś ważniejszego od pieniędzy. – Co takiego? – Miłość…”
Od rozpieszczonego dziedzica do mężczyzny.
Federick mimo swoich trzydziestu lat zachowywał się dalej jak rozwydrzony nastolatek. Sądził, że dzięki pieniądzom i nazwisku wszystko mu się należy. Imprezowicz, kobieciarz i bad boy. Myślał, że ten stan będzie trwał wiecznie, a świat należy do niego. Niestety pomylił się, bo dziadek miał już dość jego zachowania i wybryków. Postanowił dać mu nauczkę i szansę na stanie się prawdziwym mężczyzną. Zostaje wysłany do małego miasteczka w Montanie, tam, gdzie wszystko się zaczęło. Pod zmienionym nazwiskiem ma dowiedzieć się, dlaczego wydawnictwo chyli się ku upadkowi oraz w rok postawić go na nogi. Tylko czy mu się to uda? Co odkryje? Czy gdy pozna i zobaczy, jak żyją normalni ludzie, otrząśnie się z tego letargu i się zmieni? To właśnie tu poznaje Melody, z którą pracuje razem, ale od pierwszego spotkania nie pałają do siebie sympatią, ale z każdym dniem zmienia się ich stosunek do siebie i powoli zaczyna kiełkować uczucie i pożądanie, jakiego nie znali. Nikt poza przyjaciółką Melody nie wie, że jest ona początkującą pisarką, która pod pseudonimem podbija swoimi opowiadaniami internet. Czy między tą dwójką jest szansa na miłość jak z książek? Bo żadne nie wierzy w nią, a los jednak postanowił ich połączyć. Czy najskrytsze marzenie kobiety się spełni?
„Nigdy nie myślałam o nim przez pryzmat majątku. Nawet gdy poznałam prawdę o jego tożsamości, nie kusiły mnie pieniądze. […] To nie w moim stylu. Kochałam go za to, kim jest, kasa była drugorzędna.”
„Pseudonim miłość” okazał się lekka, pełną humoru i wzruszających monetów oraz namiętnych chwil. Monika zabrała mnie w podróż, gdzie miłość rodzi się w najmniej spodziewanym momencie i okolicznościach. Monika nie byłaby sobą, gdyby do tej romantycznej historii nie dodała trochę emocji, złości, kłamstw, intryg, dwulicowych ludzi, dramatyzmu i niebezpieczeństwa. A to wszystko w pięknej scenerii górskiego miasteczka. Całość tworzy razem niezapomniane chwile, spędzone z bohaterami. Federick na początku swoim zachowaniem i arogancją wkurzał mnie i nie sądziłam, że jednak będę w stanie go polubić choć odrobinę, ale potem, gdy patrzyłam na jego przemianę i jego prawdziwą twarz, to jednak zmieniałam o nim zdanie. Za to Melody od samego początku skradła moją sympatię i mocno trzymałam za nią kciuki, by spełniły się jej marzenia i uwierzyła w siebie. Niestety miała obok siebie osobę, która źle jej doradzała i chciała ją wykorzystać. Monika wie, jak zaczarować i sprawić, że czytanie staje się przyjemnością. Piękna miłosna historia, która rozpoczyna się od motywu hate-love, a potem przeradza się w coś wyjątkowego. Polecam.