Jest to solidna książka. Przeczytanie jej zajęło mi ponad tydzień. Nie sposób jest przeczytać ją ciurkiem, bo zbyt jest ona pełna dat, miejsc i ludzi.
Można ją nazwać biografią, chociaż niezupełnie. Autor, pan Karol Modzelewski, snuje opowieść o swoim życiu, życiu ‘trudnym, ale nie nudnym’ jak to zabawnie ujął prof. Bartoszewski o sobie. Zaczyna się w Moskwie w roku 1937, bo tam się urodził. Zaraz po narodzinach jego prawdziwego ojca zabrało NKWD. Właściwie to zaczęło się na Śląsku, przed wojną, gdzie jego przybrany ojciec inżynier organizował strajki komunistów w obronie praw najbiedniejszych. Ale wróćmy do autora. Snuje on opowieść o swoim dzieciństwie w ZSRR w domu dziecka podczas Wojny Ojczyźnianej, o wychowaniu w duchu patriotycznym. Wyjaśnia, że jego pierwszym językiem był rosyjski. Matka była Rosjanką, a prawdziwy ojciec rosyjskim komunistą, torturowanym przez NKWD, a potem jak się okazało zesłanym na Syberię. Ojciec przybrany do Moskwy trafił z nakazu światowej partii komunistycznej i trafił prosto w paszczę lwa. Ostatecznie został jego ojcem, to on go ukształtował psychicznie i dał mu nazwisko. Dzięki niemu trafił do Polski.
Modzelewski snuje opowieść o dziecku, które stopniowo zastąpiło tożsamość rosyjską – polską, o uczeniu się miłości do tego kraju. W tej części wywodu uogólnia ją o opowieść o mechanizmach budowania tożsamości. Mówi, że u dzieci ważną rolę odgrywa grupa rówieśnicza, no i oczywiście rodzina. Ważne jest to co mówi w związku z obiema tożsamościami, że w każdej z nich zbiorowość miała wspólnego wroga, tych złych i tych dobrych, ogólne symbole i pieśni, którymi kształcono w dzieciach poczucie wspólnoty. Gdy trafił do Polski, pisze Modzelewski, było mu trudno zaakceptować fakt, że kompletnie inaczej traktowano radzieckich żołnierzy: w radzieckim sierocińcu nauczono ich kultu munduru żołnierza radzieckiego. Tutaj byli najeźdźcą. Ale opowiada autor, ze w pełni poczuł, że są najeźdźcami w roku 1956.
Dalej mamy cała historię życia Modzelewskiego, która splotła się z historią Polski i historią Solidarności oraz szeroko pojętej opozycji. A zaczęło się od ZMP. Autor przyznaje się do tego. Wyjaśnia, przedstawia. Bo swój wywód opowiada również do młodych czytelników, i to do nich czyni ‘wtręty’ wyjaśniające, jak to było. Opowieść Modzelewskiego jest długa, pełna opowieści a to o pobytach w więzieniach przez działalność opozycyjną, a to spotkań i dyskusji ideologicznych z innymi opozycjonistami. Trzeba chyba zauważyć, że najbliżej duchowo i ideologicznie był mu Jacek Kuroń.
Mamy w książce całą plejadę czołowych postaci polskiej opozycji niepodległościowej, ale i opowieści o strażnikach, o adwokatach i prokuratorach, o rektorach i robotnikach z różnych zakładów.
Dla człowieka takiego jak ja, i młodszych niż ja, bo ja pamiętam lata osiemdziesiąte z dzieciństwa, książka jest prezentacją historii Polski powojennej. Historią, którą autor opowiedział aż do teraz. Po roku 1989 mamy czas Balcerowicza i podziały społeczno-polityczno-świadomościowe u ludzi, które są skutkiem takiego, a ni innego przeprowadzenia Polski od gospodarki sterowanej po wolnorynkową.
Ostatnia część jest próbą analizy teraźniejszości. Jest to jedyna analiza tak szeroka, z którą się spotykam, analiza trafna i obejmująca całość, która bierze się z tej całej historii, opisanej przez autora w tej książce. Końcówkę książki autor skierował do młodych ludzi, którzy odziedziczą po pokoleniu Modzelewskiego cały ten ‘grajdoł’ (przepraszam za wyrażenie). Mamy więc do nich i do wszystkich skierowaną diagnozę bolączek rzeczywistości, która – jak to ocenił Modzelewski – jest skutkiem działań wcześniejszych, a więc:
- rozbicie środowiska robotniczego;
- kompletna degradacja solidarności pomiędzy ludźmi;
- głęboki i trwały podział Polski na ‘naszych’ i ‘waszych’, na tych którzy ‘są na fali’ i tych ‘poza burtą’;
- brak lewicy;
- liberalizm;
- przeogromne zjawisko populizmu w naszej polityce.
Na koniec autor wyjaśnia tytuł książki. Mówi, że pochodzi on z wiersza Majakowskiego, rewolucyjnego poety rosyjskiego, idola Modzelewskiego z dzieciństwa. Tam chciano ‘zajeździć kobyłę historii’, ale co wyszło to wiadomo. I kieruje autor słowo do młodych, że oni też zechcą tę kobyłę ujarzmić. Autor jest pełen obaw i zarazem wyrzutów sumienia, jako reprezentant pokolenia, któremu rewolucja nie do końca się udała. Czuje się odpowiedzialny i chce przestrzec.
Przez tydzień poznałam życie mądrego człowieka oraz przybliżyłam sobie historię swojego kraju, dzieje PRL i tego co po tym zostało, a czego zabrakło. Podsumowując ten przydługi wywód, stwierdzam, że jest to ważna książka, książka dekady, którą warto przeczytać, jeśli się chce mówić o współczesności i historii. Wielką wartością tej książki są rozważania nad tożsamością, nad psychologią grupy i narodu oraz nad pojęciem populizmu w polityce.