Moim zdaniem słowo „obsesja” jest mocno nacechowane emocjonalnie. Jest dynamiczne: kojarzy się z podejmowaniem działania, próbą zdobycia przedmiotu natrętnych myśli, przejęciem kontroli. Prawdopodobnie te skojarzenia sprawiły, że książka mocno mnie rozczarowała. Jeśli liczą państwo na mocno angażującą, niezdrową relację, przekraczanie granic tego, co przystoi i mocne odczucia… to proszę szukać dalej.
Zacznijmy od plusów. Książka w nowatorski sposób pokazuje zdradę, relacje łączące kochanków ze sobą nawzajem i ze swoimi drugimi połówkami. Powiew świeżości: literatura rzadko pozwala nam na obserwowanie sytuacji po śmierci jednego z kochanków jeśli nie jest ona związana z dramatycznym zalewaniem się łzami lub samobójstwem. Mamy też próbę zerwania z obrazem tłamszącej, wiecznie niezadowolonej żony, od której trzeba uciekać w objęcia kochanki. Rebecca Taylor jest demonizowana przez główną bohaterkę, ale jej zachowanie samo w sobie nie budzi większych zastrzeżeń. Te nowości są czymś bardzo pozytywnym, przydałoby się spopularyzować podobne rozwiązania.
Na uwagę zasługuje także dynamizm. Książka składa się w dużej mierze z urwanych strzępków myśli głównej bohaterki, dialogów z innymi osobami. To sprawia, że utwór szybko się czyta. Warto jednak wspomnieć, że wejście w głowę Any jest zabiegiem, który trzeba lubić. Niektórych może zirytować fakt, że postacie nie są jasno przedstawione od początku, trzeba zgadywać, jaką rolę pełnią dla bohaterki.
Odnośnie minusów… Miałam nadzieję, że główna bohaterka będzie przejmować więcej inicjatywy. Jej zachowania nie trącą obsesją, a desperacją. Wielokrotnie szuka zapewnienia o stałości uczuć mężczyzny, który od początku uznaje ją za dodatek do swojego życia. Może gdyby Connor ją zwodził, czytelnik mógłby poczuć choć trochę zrozumienia, sympatii… Tu jednak sprawa od początku jest definitywnie przegrana, więc pojawia się jedynie irytacja i zdziwienie. Ana cały czas tylko myśli o tym, w jakie bagno się wpakowała, następnie grzęźnie w nim jeszcze bardziej i doprawia to kolejnymi błędami życiowymi. Ciągłe jej uciekanie od problemów i dołowanie się nadaje książce ciężkości. Trudno jest kibicować komuś, kto jest tak apatyczny i ma cały świat w poważaniu.
Jeśli chodzi o Connora, to mamy tu pewną niekonsekwencję w kreowaniu postaci. Początkowo jest on przedstawiany bardzo przyziemnie, bez polotu. Można wyczytać o jego krępowaniu się, jedzeniu z otwartymi ustami i innych „niedociągnięciach” – chociaż bohaterka jest zakochana, to czytelnik może obserwować to wszystko niejako z boku, bez „różowych okularów”. Na samym końcu jednak autorka usilnie próbuje zmienić ten obraz. Zupełnie nie rozumiem tego zabiegu; w ciągu paru linijek przenosimy się z powieści psychologicznej w tani romansik dla nastolatek. Całe wcześniejsze wrażenie zostaje zepsute.
Podsumowując: to z pewnością jest interesująca książka. Niektórzy mogą nawet okrzyknąć ją bardzo dobrą, ze względu na analizy zachowań postaci i studium psychiki osoby zdradzającej. Niestety, nawet chwytliwy początek z czytaniem „Anny Kareniny” nie jest w stanie uchronić nas przed znużeniem i poirytowaniem. Jeśli podchodzą państwo do książki bez nastawienia na ciężką atmosferę, przymulonych bohaterów i niekonsekwencje, to proszę oszczędzić sobie czasu i nie czytać.