Wspomnienia wybitnego literaturoznawcy spisane w formie wrażeń, scen, portretów osób spotkanych na drodze życia. To takie obrazki zatrzymane w pamięci i utrwalone wspaniałym stylem Głowińskiego.
W jednym ze szkiców pisze autor: „Od pewnego czasu oddaję się czynności, której sprzyja wiek, przeprowadzam swoiste parady pamięci, wspominam osoby, z którymi los mnie zetknął w różnych miejscach i w różnych sytuacjach, przywołuję je do istnienia, niezależnie od tego, czy żyją, czy też już rozstały się z tym światem, a więc stawiam je przed oczyma – i nad nimi rozmyślam.” No właśnie, dostajemy ciekawe portrety ludzi czy zdarzeń. Mamy na przykład portret prymusa z czasu studiów, który nie sprostał swoim wysokim oczekiwaniom i się ześwinił w Marcu 1968. Mamy inny portret sfrustrowanego, zakompleksionego kolegi ze studiów, który na stare lata popadł w prawicowe oszołomienie. Jest i wiele innych.
Może najciekawsze są wspomnienia z lat 50., studiował wtedy Głowiński polonistykę na UW. Usiłuje przypomnieć sobie, jak reagował na propagandę i praktykę stalinizmu, ma z tym kłopoty (czyżby działały mechanizmy wypierające?), ale pisze szczerze o ambiwalentnym stosunku do nowego komunistycznego świata. Z jednej strony: „chciałem ten świat, niby tworzony od nowa, a z całą pewnością od nowa meblowany, zaaprobować, stać się jego cząstką i tak się w nim osadzić, jakby był moim światem, wobec którego nie czuję dystansu i dzięki któremu przezwyciężam poczucie wyobcowania.” Niemniej: „to była jedna tylko strona procesu, który próbuję odtworzyć. Istniała także druga, mechanizm ów nie ogarniał bowiem wszystkiego, natrafiał na opory, wynikające ze zdrowego rozsądku, z umiejętności nieuprzedzonego patrzenia na dookolną rzeczywistość, z przywiązania do tradycyjnych, głęboko w świadomości zakotwiczonych przekonań, wyobrażeń i wartości.”
Dzisiejszej młodzieży, traktującej przeszłość w kategoriach zero-jedynkowych, bardzo trudno jest zrozumieć ówczesne czasy, dylematy i dramaty. Z pewnością książka Głowińskiego owo zrozumienie ułatwia.
Pisze Głowiński stylem wspaniałym, jasnym i klarownym, mimo że zdania ma czasami długie. Próbka: „ten ostatni dzień maja był słoneczny i ciepły, jeszcze wiosenny, ale już letni, idealny zatem po temu, by pozostawać na wolnej przestrzeni, wdychać świeże powietrze, choćby nawet było nadpsute spalinami, by promenować – choćby po zapełnionych ulicach wielkiego miasta. " Ładne słowo: 'promenować'...
Są też w książce wspomnienia mniej ciekawe, choćby te z jego licznych podróży, niemniej rzecz całą czyta się z wielką przyjemnością.