Niedawno Japonię nawiedziło największe trzęsienie ziemi w historii. Moja Szefowa powodowana sentymentem związanym z wizytami męża w tym kraju po ty wydarzeniu postanowiła kupić sobie na urlop książkę Marcina Bruczkowskiego „Bezsenność w Tokio”. Z racji tego, że mam największe rabaty na książki w całym dziale zwróciła się do mnie z prośbą o zamówienie i dostarczenie potrzebnej pozycji.
Z racji tego, że zamówienie zostało zrealizowane błyskawicznie, zanim Szefowa rozpoczęła urlop udało mi się dzięki jej uprzejmości poznać opowieść Marcina Bruczkowskiego o nieistniejącej już Japonii,
Bruczkowski to prawdziwy „człowiek orkiestra”. Jak czytamy w jego biografii w latach 1983-1986 studiował anglistykę na Uniwersytecie Warszawskim, po czym wyjechał na studia kulturoznawcze do Tokio. Miał wrócić po roku, a spędził w Japonii dziesięć lat. Kolejne pięć lat mieszkał w Singapurze. Pracował jako informatyk, nauczyciel, tłumacz, inżynier dźwięku, projektant graficzny i perkusista. Jest też autorem kilku książek, są to w kolejności ukazywania się „Bezsenność w Tokio”, „Singapur, czwarta rano”, „Zagubieni w Tokio” i „Radio Yokohama”. I właśnie z pierwszą z nich miałem okazję zapoznać się dzięki sentymentowi mojej Szefowej.
Książka jest autobiografią Bruczkowskiego, opowiada o jego losach w odległej Japonii, przede wszystkim o zderzeniu kultury i mentalności europejskiej z japońską. Autora poznajemy jak powodowany bezsennością porusza się na rowerze po nocnym Tokio i nawiązuje swoją największą przyjaźń z pewnym przesympatycznym Irlandczykiem. Problem bezsenności ponoć dotyka sporą część społeczności gajdzinów ( ludzi przyjezdnych ) w Japonii.
Później przez pryzmat swoich doświadczeń autor stara się pokazać nam ten chyba najdziwniejszy kraj świata, miejsce pełne sprzeczności i zaskakujące dla Europejczyków. Poznajemy zwyczaje, zachowania społeczności japońskiej, paradoksy kraju, który ma chyba najbardziej zaawansowaną elektronikę na świecie, a nie ma normalnie ogrzewanych domów.
Na początku Bruczkowski jest ubogim gajdzinem, który mieszka w jednym z najbardziej standardowych mieszkań w Tokio czyli dwupomieszczeniowej klitce i utrzymuje się z uczenia języka angielskiego. Potem widzimy kolejne etapy jego kariery, a co za tym idzie kolejne części społeczności japońskiej. Opowieść dziej się głównie w Tokio, ale gdy udajemy się z autorem na jego japońskie wakacje mamy możliwość zobaczenia reszty kraju z perspektywy Europejczyka. W jednym z rozdziałów możemy też poznać dylematy i problemy miłosne jakie czyhają na kochliwych gajdzinów, gdy autor decyduje się na jeden rozdział oddać głos swojemu irlandzkiemu przyjacielowi. Okazuje się nawet, że japońska służba zdrowia może zaskoczyć chorego Polaka w zupełnie nieoczekiwany sposób.
Przekonujemy się też, że o Japonii pokutuje w naszej kulturze wiele mitów, nie na każdym rogu możemy znaleźć szkołę karate, a hotele komórkowe to już całkowity wymysł.
Książkę czyta się znakomicie, autor operuje miłym do czytania językiem, opowiada ze sporym poczuciem humoru o kraju, który z jednej strony bardzo polubił, a z drugiej strony na końcu japońskiej przygody mocno go zirytował. Przez pryzmat swojego życia pozwala nam poznać, prawie dotknąć całkowicie odmienną rzeczywistość. Znajdziemy tu wiele zdjęć, mapki podróży wakacyjnych, słowniczek i wyjaśnienie wielu występujących tylko w w Japonii terminów.
„Bezsenność w Tokio” ma jednak niestety pewna wadę nie dyskwalifikującą jej jednak wcale jako wspaniałą lekturę. Opowiada o kraju, który tak naprawdę już nie istnieje. Została wydana w 2004 roku, a opowiada o latach 1986-1996. W dzisiejszym pędzącym świecie 11 lat to koszmarnie dużo. Tokio już na pewno nie jest tak bezpieczne jak opisuje je autor i pewnie już nie można pod sklepami elektronicznymi znaleźć porzuconego przez właścicieli sprawnego sprzętu. Szalejący po świecie kryzys ekonomiczny i ostatnie trzęsienie ziemi na pewno też wiele zmieniły.
Niezależnie od tego książkę zdecydowanie polecam wszystkim, tym którzy fascynują się podróżami i tym, którzy mają po prostu ochotę przeczytać ciekawą lekturę.