Macie ochotę na małą podróż? To polecam Wam pamiętnik Marcina Bruczkowskiego - bo "Bezsenność w Tokio" wydaje mi się właśnie takim spisem wspomnień...
Gdy ją zobaczyłam na półce Motylowa od razu podchwyciła "Nie czytałaś? Nie żartuj!!!". No to nie było wyjścia po zakończeniu obecnie czytanej trzeba było sprawdzić o co chodzi z fenomenem tej książki. Sam tytuł obił mi się o uszy, ale jakoś tak... A tu książka została mi włożona w rękę i po tygodniu mogę powiedzieć: "Skończyłam".
Książka wciąga od pierwszych stron! Jak zaczęłam czytać tak czytałam codziennie po dwa rozdziały. Ciężko bardzo się było oderwać - tak świetnie autor pisze. I po prostu wciąga w swoje przygody cudzoziemca, próbującego jakoś przeżyć w krainie wschodzącego jena...
Dużą zaletą są tutaj też opisane historie przyjaciół i znajomych Autora. Dzięki temu poznajemy podejście Japończyków do różnych aspektów nie tylko całego życia, ale i codzienności... Pewne rzeczy nam nie mieszczą się w głowie, a co mówić im, gdy się dowiadywali różnych faktów z życia Europejczyków...
W książce są też fotografie, pomagające w poznaniu Tokio przedstawianego nam przez Autora. Nie wiem, czy wiele się zmieniło w Tokio od czasów książki, ale mi czytało się bardzo dobrze i na pewno sięgnę po inne książki.
Bo teraz następny w kolejności chyba powinien być "Singapur czwarta rano"? (Mam jeszcze "Zagubieni w Tokio" i "Powrót nied...