"Dorośli nie pamiętają jak to jest być dzieckiem. (...) Nawet marzą o tym, by znów nim być. Ale o czym marzyli, będąc dziećmi? Jak myślisz? sądzę, że marzyli o tym, by w końcu dorosnąć."
Oto cały sens książki "Król złodziei" autorstwa niemieckiej pisarki Cornelii Funke, zawarty w kilku zdaniach umieszczonych na pierwszej stronie powieści. Powieści, za którą autorka dostała kilka prestiżowych nagród. Powieści o dzieciach. Ale też o dorosłych. A raczej o tym, jak każde z nich chciałoby być na miejscu drugiego.
Akcja "Króla złodziei" toczy się w księżycowym mieście na wodzie, gdzie nad ludźmi czuwają monumentalne skrzydlate lwy, baśniowe wodniki i rżące konie, a całe miasto z każdej strony czule obejmuje morze, którego fale uderzają o mury. Mowa oczywiście o Wenecji- mieście, które w opowieściach mamy dwojga braci- Prospera i Bo, jawiło się jako baśniowa kraina pełna cudów, gościnna dla wszystkich szukających w jej granicach schronienia. Właśnie to miasto wybrali główni bohaterowie uciekając przed swoją okropną ciotką, która po śmierci ich matki, chciała zatrzymać pięcioletniego Bo, a dwunastoletniego Prospera oddać do internatu. Podążając za wyobrażeniami o Wenecji przybyli na jej tereny. Tutaj znaleźli przyjaciół, z którymi łączył ich nie tylko wiek, ale też brak rodziców i domu- Osę, Moscę, Riccia i Scipia, samozwańczego Króla Złodziei. Dzieci mieszkały w zamkniętym kinie, które nazywali "Kryjówką pod Gwiazdami", a sprzedawane łupy Króla Złodziei pozwalały im przeżyć z dnia na dzień. Dzieci stworzyły sobie w opuszczonym kinie swoją małą rodzinę.
Wszystko byłoby niemal idealne- przepiękna Wenecja, cudowni przyjaciele i dach nad głową. Gdyby nie fakt, że ciotka chłopców wpadła na ich trop i wynajmując detektywa Wiktora by odnalazł braci, nadal chciała ich rozdzielić.
W momencie gdy Wiktor rusza z poszukiwaniami, akcja zaczyna się coraz bardziej komplikować. Pojawia się tajemniczy zleceniodawca kradzieży Conte, chciwy oszust Rudobrody, prawdziwa tożsamość Scipia, która zaskoczyła nawet mnie, nagła zima, zagadkowa Ida Spavento, no i...magiczna karuzela, która niczym wisienka na torcie czyni wszystko idealnym połączeniem. Tego było potrzeba w tej powieści, szczypty prawdziwej magii. I oto się pojawia- wielka drewniana, ukryta przed ludzkim wzrokiem kilkadziesiąt lat, aby w końcu sprawić by dziecko stało się dorosłym, a dorosły na powrót dzieckiem.
Historia przedstawiona w książce niemal pochłania czytelnika. Niesamowity pomysł, sympatyczne i różnorodne postacie, idealna proporcja między rzeczywistością a rzeczami niewyjaśnianymi. Podobało mi się to, jak autorka pokazała, że każdy bohater jest inny, choć na pierwszy rzut oka można byłoby powiedzieć co innego. Podział postaci na dobre i złe znika z biegiem czasu i wtedy okazuje się, że każdy człowiek, nawet pomimo ciemnej strony, ma też tę dobrą.
Do tego Wenecja jakiej nie znamy. Byłam w tym mieście jakiś czas temu, ale to, przedstawione w "Królu złodziei", widziane z perspektywy dzieci, jest dużo piękniejsze i bardziej legendarne, pełne cudów, magii i niesamowitych historii. Wenecja w powieści żyje! Żyje i staje się bliska nam, tak samo jak bohaterom. A na czytelników z nieco mniej rozwiniętą wyobraźnią, na końcu czeka mapa- idealna ilustracja miasta, z każdym domkiem, kanałem, zaznaczonymi placami w oryginalnie brzmiących nazwach i wodnikami przy rogach.
Czytanie tej książki było dla mnie ogromną przygodą, a czytając cieszyłam się, wzruszałam i denerwowałam jak małe dziecko. Chociaż teraz stoję już po stronie dorosłych, podczas lektury byłam znów dzieckiem, jak za sprawą magicznej karuzeli. :)