Na każdego z nas w końcu przyjdzie czas. Każdemu pisana jest śmierć, nie ma przed nią ucieczki i nic, ani nikt nas przed nią nie uchroni. Niektórzy z nas myślą o niej często, inni trochę rzadziej, a jeszcze inni nie zastanawiają się nad nią wcale. Czy słusznie? Temat śmierci był wielokrotnie poruszany w literaturze i dalej wielu autorów próbuje zmagać się z tym zagadnieniem. Marcin Słoniec również postawił zmierzyć się z tym tematem, pisząc dość niezwykłą i nietypową powieść. Posłuchajcie...
Śmierć od zawsze wykonywał swoją posługę wobec Boga. Jego zadaniem było przeprowadzać ludzkie dusze do Zaświata, skąd były kierowane w stronę Światła lub Mroku. Nigdy nie było mu łatwo, zwłaszcza że ciągle musiał patrzeć na ludzkie męki. Mimo to nigdy się nie skarżył i starał się wykonywać swoją pracę jak należy. W samotności cierpiał nad swoim nędznym losem i z tęsknotą patrzył w stronę Światła. Pewnego dnia zabiera do Zaświata dziewczynkę imieniem Agata, która nie ma pojęcia że umarła. Dziecko od samego początku nie boi się Śmierci, a wręcz przeciwnie jest nim tak zafascynowana że postanawia się do niego przyłączyć i razem z nim przeprowadzać dusze śmiertelników do krainy umarłych.
Na wstępie zaznaczę że trochę obawiałam się tej powieści, zwłaszcza iż jest tu również poruszany temat Boga z którym spotykam się ostatnio w literaturze dość często. Niestety zwykle trafiam na książki które po prostu nie radzą sobie z tym zagadnieniem. Jeśli chodzi o „Łzy Śmierci” to śmiało mogę powiedzieć że w końcu trafiłam na książkę która całkowicie sprostała moim oczekiwaniom. Bóg jest tutaj przedstawiony jako wszechpotężny władca i stwórca, pan wszystkiego. Mamy również podział na Raj i Piekło, które w tym przypadku autor przedstawia jako Światło i Mrok. Mimo to kontekst jest ten sam: do Mroku odsyłani są grzesznicy, a do Światła trafiają ludzie dobrzy. Jest również Czyściec, który przedstawiony jest właśnie jako Zaświat, gdzie trafiają wszystkie dusze. Tam w łódce zwanej Nadzieją przepływają przez rzekę razem ze Śmiercią, który jako sędzia poddaje je oczyszczeniu bądź odsyła w przeznaczone im miejsce.
Książka jest podzielona na rozdziały z którego praktycznie każdy opowiada historię innego człowieka. I to właśnie te historie kształtują całą książkę, są jak cegiełki które łączą się w jedną niezwykle spójną i dopracowaną całość. Poznajemy pewną samotną matkę, która poprzez swoje zabieganie i pośpiech osieroca swojego jedynego syna, poznajemy biznesmena który przez całe swoje życie starał się pomagać innym, niestety jego dobroć okazała się dla niego zgubna, gdyż na koniec wszyscy się od niego odwrócili. Jest również narkomanka, która przez swój nałóg straciła wszystko co miała, dom, rodzinę i godne życie. Jest i samobójca, morderca, a nawet człowiek chory psychicznie. Każda z tych historii ukazuje nam co innego. Widzimy ludzkie dobro, ale także okrucieństwa jakich dopuszczają się niektórzy z nas. Warto zatrzymać się na tą jedną krótką chwilę i pomyśleć do czego może doprowadzić pośpiech, jak wielką krzywdę można wyrządzić drugiemu człowiekowi poprzez swój własny egoizm i jak niewiele trzeba by stracić wszystko co się miało i upaść na dno, z którego później ciężko jest się pozbierać.
Ta książka stawia przed nami wiele pytań. Na niektóre z nich autor udziela nam odpowiedzi, jednak część z nich pozostaje zagadką i to my musimy poszukać rozwiązania.
Czym jest dobro? Czy warto poświęcać się dla innych? Po co żyjemy? Jaki mamy cel w swoim życiu? Dlaczego istnieje zło? Dlaczego ludzie dopuszczają się grzechów? Dlaczego krzywdzą innych? I w końcu… Kim jest Bóg i jaka jest jego rola? Każdy wyciągnie inne wnioski, bo w końcu ilu czytelników, tyle opinii. Ale jedno jest pewne, tą książkę po prostu trzeba przeczytać.
Jedyne do czego mogę się przyczepić to pięcioletnia Agata. Sam pomysł z umieszczeniem jej w książce był świetny, jednak nie wydaje mi się żeby pięciolatka była na tyle rozumna by pojmować czym jest wojna, życie po śmierci lub sama śmierć. Do tego dochodzą jeszcze zbyt nagłe przeskoki w czasie, co całkowicie wybijało mnie z rytmu podczas czytania. Na szczęście to małe wady, na które można przymknąć oko. Poza tym książka prezentuje naprawdę wysoki poziom i trzeba przyznać że potrafi zaskoczyć. Marcin Słoniec napisał niezwykłą powieść o życiu i śmierci, o cierpieniu i radości, o tym co w życiu najważniejsze i o tym co ulotne. Polecam, bo naprawdę warto!