„Echo przeszłości” to drugi tom rewelacyjnej serii „Kings Of Sin” Eweliny Nawary i Justyny Leśniewicz. Recenzję pierwszego tomu możecie przeczytać
tu.
Akcja książki rozgrywa się w Nottingham i jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniego tomu. Jednak w tej części poznajemy bliżej kolejną osobę z członków zespołu Kings Of Sin, Jamesa. „Melodia serc” kończy się dramatyczną sceną z udziałem właśnie tego bohatera, dlatego na kontynuację jego losów czeka się z niecierpliwością. James to człowiek pokrzywdzony przez los. Kiedy jego przyjaciele myślą, że wszystko już będzie w porządku, że udało mu się uporać z demonami z przeszłości, życie Jamesa wali się w gruzy. I tak się wali wszystko po kolei, aż w jego życiu pojawia się pewna żywiołowa istotka, która wprowadza nie tylko mnóstwo zamętu, ale i trochę kolorów do życia chłopaka. Celia, bo o niej mowa, mimo że nie daje tego po sobie poznać, wycierpiała wiele. Chowa się za wysokim murem i nie dopuszcza do siebie nikogo. Czy Jamesowi uda się przebić przez ten mur? Czy Celii uda się uratować Jamesa? Czy dwoje pokrzywdzonych przez los ludzi ma szansę zbudować razem coś trwałego?
Jest jakieś ziarno prawdy w tym, co mówią o ludziach, których spotykamy w swoim życiu. Im lepsi ludzie nas otaczają, tym lepszymi ludźmi stajemy się my sami.
Po raz kolejny jestem zachwycona tym, co stworzył duet Nawara & Leśniewicz. Przede wszystkim, chociaż czytam już drugi tom, nie jestem w stanie odróżnić, jaka część książki wyszła spod pióra której autorki. To jest niesamowite. Autorki stworzyły razem spójną, trzymającą się kupy i fascynującą historię. Można powiedzieć, że jest to romans, ale spodoba się tym z Was, które nie przepadają za romansami upakowanymi scenami dla dorosłych. Ja jestem pod wrażeniem, bo okazuje się, że można napisać fajną historię o rozwijającym się uczuciu bez uciekania się do erotyki. Romans w tej książce jest delikatny i ujmujący. To, co dzieje się między Jamesem a Celią rozwija się bardzo powoli, krok po kroku. Dzięki temu jest tak bardzo prawdziwe, bo przecież w normalnym życiu tak to zazwyczaj wygląda. Powieść skupia się na przeżyciach wewnętrznych bohaterów, na rozwijającej się między nimi relacji i na powolnym docieraniu do prawdy. Prawdy o tym, co stało się w ich przeszłości i dlaczego są tacy, jacy są. Celia uchodzi za bardzo wesołą, energiczną, obrotną i wygadaną osóbkę. Nikt nie wie, jakie brudy z przeszłości dziewczyna skrywa przed światem. Nie dość, że sporo skrywa, to nie dopuszcza do siebie nikogo. Trzeba wiele zrobić, aby zasłużyć na jej zaufanie. Początkowo ciężko mi było pojąć, co ta fajna dziewczyna może widzieć w człowieku, który na własne życzenie stacza się coraz bardziej w dół. Później zrozumiałam. Celia i James mają ze sobą więcej wspólnego niż sami początkowo są w stanie przyznać. A czytelnik odkrywa to dopiero po jakimś czasie. I to też jest fajne. W tej książce nic nie jest powiedziane wprost, do wszystkiego trzeba dojść samemu, odkrywając kolejne karty z przeszłości bohaterów. I przyznam, że ta podróż po przeszłości i teraźniejszości bohaterów jest bardzo interesująca i absorbuje do tego stopnia, że książkę pochłania się w mig. Przypomina ona trochę gmeranie w mózgu postaci i próbę zrozumienia, dlaczego zachowują się tak, a nie inaczej. Wgląd w ich umysły ułatwia pierwszoosobowa narracja, naprzemiennie z perspektywy Jamesa i Celii. Nie przeszkadzały mi, obecne w książce powtórzenia niektórych sytuacji widzianych oczami dziewczyny i chłopaka. Bo dzięki temu miałam wgląd w to, jak daną sytuację postrzega ta druga osoba. I było to niesamowite doznanie.
Musisz chcieć przede wszystkim dla siebie coś zmienić, bo starając się dla innych, nie osiągniesz zbyt wiele.
Książka jest naprawdę urocza. Same postacie, odczuwane przez nich emocje i wolno rozwijające się uczucie są przekonujące. Ja im uwierzyłam i z wypiekami na twarzy śledziłam, co wydarzy się dalej. To, co przeżywają ci młodzi ludzie jest takie prawdziwe i takie cudowne. Podobnie jak poprzednia część, również „Echo przeszłości” nie jest tylko historią o niespodziewanej, zaskakującej i obezwładniającej miłości. To historia o przeszkodach, które stają na drodze do szczęścia, o próbie odnalezienia siebie samego po ciężkich przeżyciach, o przekraczaniu granic i sięganiu po marzenia. To też opowieść o wyborach, których dokonujemy każdego dnia i o przeszłości, która powraca jak echo i burzy wszystko to, co do tej pory zbudowaliśmy. O marzeniach i odnajdywaniu celu. O tym, jak ważni są ludzie wokół nas. Przyjaciele, na których zawsze, w każdej sytuacji możemy polegać. O zaufaniu, o ludzkich słabościach, o wierze i nadziei. O życiu przede wszystkim, zwyczajnym, pełnym wzlotów i upadków. O wartościach, które w tym życiu powinny być najważniejsze, a często są spychane na dalszy plan. I o ciężkich sprawach również. Autorki poruszają w książce temat trudnych relacji rodzinnych, toksycznych związków, alkoholizmu i nieszczęśliwego dzieciństwa. A to wszystko po raz kolejny przepełnione jest emocjami i otulone wspaniałą muzyką, która wybrzmiewa z każdej strony książki.
Ludzie przychodzili i odchodzili, osądzali i oceniali, muzyka po prostu brzmiała w moich słuchawkach, w moich głośnikach, wydobywała się spod moich palców, gdy grałem. Choć bywała kapryśna, nie zawsze pozwalała na idealne odtworzenie dźwięku, umykała, gdy chciałem złapać tę jedną, odpowiednią nutę, to kochałem ją bez zastrzeżeń. Muzyka przemawiała w momentach, w których brakowało mi odwagi. W chwilach, w których nie potrafiłem słowami wyrazić swoich uczuć, z łatwością mogłem je przekazać poprzez utwory.
James jest tą postacią, która od pierwszej części cyklu skradła moje serce i nadal zajmuje w nim centralne miejsce. W „Melodii serc” był bohaterem drugoplanowym, a mimo to potrafił zaskarbić sobie moją sympatię i dozgonne uwielbienie. Jak to zrobił, nie wiem, bo w najnowszym tomie, w którym to właśnie James jest kluczową postacią, czasem potrafił działać mi na nerwy. Nie zmieniło to jednak mojego stosunku do tej postaci. Bo to jest fajny facet, pracowity i odpowiedzialny. Fakt, pogubił się trochę za sprawą nieszczęśliwej miłości, która porządnie dała mu w kość. Pogubił się i nie chciał się podnieść. A właściwie nie dałby rady sam, gdyby nie ludzie wokół niego. Mieć takich przyjaciół to coś niesamowitego. Celia, jak już wspominałam, to żywioł nie kobieta. Wszędzie jej pełno, wszystko musi wiedzieć, wszędzie być. Zaradna, troskliwa i przekochana. Od razu ją polubiłam i kibicowałam od początku do końca. jej historia poruszyła czułe struny w moim sercu. Cieszę się, że dziewczyna znalazła kogoś, kto pomógł jej się wydostać z trudnej sytuacji i że odpłaca się tym samym innym ludziom. Chociaż nadal ma problem z zaufaniem i otwarciem się na drugą osobę. Cieszę się też, że chociaż to James i Celia są głównymi bohaterami powieści, autorki nie zapomniały o Liamie, Jo i innych bohaterach, których można było poznać w poprzedniej części. Niezmiernie byłam ciekawa, jak potoczyły się ich losy i jak radzi sobie zespół. W tym temacie udało się autorkom mnie zaskoczyć. Wątek zespołu również został wyeksponowany i bardzo przypadł mi do gustu. Ciekawa jestem, co będzie dalej, tym bardziej, że książka po raz kolejny kończy się zapowiedzią dalszych wydarzeń z udziałem innego członka zespołu.
Na koniec w ramach podsumowania, zostawiam swoją rekomendację, którą miałam przyjemność napisać do książki „Echo przeszłości”, która ukazała się pod moim patronatem medialnym.
Ewelina i Justyna znów to zrobiły! Stworzyły niebanalną, chwytającą za serce historię dwójki młodych ludzi, których uczucia nie miały szansy w pełni rozkwitnąć, ścigane powracającą jak echo przeszłością. Przed Wami cudowna, pełna ciepła i miłości opowieść. Przepełniona emocjami i otulona fantastyczną muzyką. Historia Jamesa i Celii zawładnęła moim sercem. Jestem pewna, że zawojuje również Wasze. Serdecznie polecam!
Recenzja pochodzi z bloga:
„Echo przeszłości” Ewelina Nawara, Justyna Leśniewicz – maitiri_books (wordpress.com)