„radość?
poza fizycznym jej przejawem –
przyjemnością
radość nie istnieje
ale przylądek dobrej nadziei
kiełkuje powoli we mnie”
(*** w klatce własnego ciała)
Sam tytuł tomiku sugeruje już, że autor, Grzegorz Podsiadło, zabiera nas, czytelników, choć nie zawsze adresatów wierszy, w podróż. Ale, szanowni państwo, jaka to jest podróż! Cały tomik jest w pewnym sensie przeprawą przez życie, gdzie poruszone zostały ważne dla podmiotu tematy. Ciekawe jednak jest, że… podróż właściwie skończona jest już w pierwszym wierszu. Jak to możliwe, spytacie, przecież o czymś reszta tych wierszy być musi. Ano i jest.
Dla podmiotu ważne są różne tematy i wiersze te można odpowiednio do danych tematów przyporządkować. Część utworów pochyla się nad kondycją współczesnego świata, nawiasem mówiąc kondycją bardzo trafnie uchwyconą. Pojawia się także rozbieżność na poetyckie „ja” i resztę społeczeństwa, resztę świata. Poczucie wyobcowania, ale jednocześnie poszukiwanie własnego miejsca w świecie. Tutaj także ważnym motywem okazuje się sen, który stanowić może ucieczkę od rzeczywistości w świat wykreowany, a nawet podjęta zostaje próba zamiany snu w świat realny.
Dalej mamy wiersze autorefleksyjne. Podmiot zagłębia się w sobie, próbuje zrozumieć swoją psychikę i motywacje czy ambicje, które go napędzają. Zastanowienie się nad kondycją jednostki prowadzi jednakże do refleksji nad dobrze już znanym literaturze, a poezji szczególnie, motywem przemijalności, vanitas. Usilne starania, by przed śmiercią uciec jak zawsze spełzają na niczym, gdyż jej widmo zawsze pozostaje, śmierć zawsze dogania. Jednakże, żeby nie było aż tak pesymistycznie – skoro wszystko przemija, przeminie i śmierć. Jakkolwiek by się podróż nie skończyła, to nigdy nie jest ostateczny koniec.
Nie sposób pominąć także wierszy o tematyce miłosnej. Nie jest to zawsze miłość szczęśliwa, częściej miłość utracona. Ale też przebija się przez wiesze zwyczajna potrzeba bliskości z drugą osobą, która być może będzie umiała pomóc poradzić sobie z życiem.
„odcałuj mnie proszę od życia
bo wciąż wodzisz mnie za sny
a ja wzdycham do Ciebie z ukrycia
i mam tylko jeden cel
– Ty”
(*** uchyl dla mnie trochę snu)
Pojawia się także kilka metatekstowych wierszy, tak zwanych wierszy o wierszach czy – w tym przypadku bardziej – wierszy o pisaniu. Refleksja nad tworzeniem poety-budowniczego.
Wspomnieć też należy o utworze, którego zaliczyć by można do poezji lingwistycznej, choć zabawa, gra słowem czy morfologią wyrazów pojawia się tutaj dość często. Są to umiejętnie wykorzystane walory języka, które nadają charakter całym wierszom.
Blurb obiecuje intertekstualność i to też dostajemy. Niektóre nawiązania są bardziej ogólne – jak do Biblii, historii antycznej, lecz pojawia się też sporo nawiązań literackich, jak na przykład odwołanie do Horacego i jego sławnego exegi monumentum, odwołanie do Wacława Nałkowskiego i jego manifestu młodopolskiego czy odwołanie do Mickiewicza i wiecznie interpretowanego „czterdzieści i cztery”.
Ważnym zmysłem dla podmiotu jest wzrok. Oczy i patrzenie – w różnych formach i konfiguracjach przewijają się przez cały zbiorek, tworząc jakby leitmotiv całości.
Zwrócona zostaje także uwaga na opozycję słowo – milczenie. W każdej takiej potyczce milczenie bezapelacyjnie wygrywa.
„nie mówmy nic
wszystko już zostało powiedziane
nie naginajmy słów
nie przeciągajmy znaczeń
niech zostanie po nas
tylko ta cisza
uformowana niedopowiedzeniem”
(*** nie mówmy nic)
Jak widać poruszonych tematów jest sporo. Jednakże jeśli ktoś obawia się chaosu, to spieszę z uspokojeniem. Jest to podróż spójna, choć z pewnością nie biegnąca od punkt A do punktu B. Robimy sporo przystanków po drodze, które jednak okazują się konieczne, by wszystko wybrzmiało jak należy.
Trafna tematyka, trafny język. Rozbrajająca szczerość.