Po "Kolację z Anną Kareniną" sięgnęłam wskutek zachęcających opinii, jakie czytałam na blogach. Jest więc to jedna z polecanych książek. Oczywiście sam tytuł mnie zachęcił i chociaż spodziewałam się więcej tytułowej Anny Kareniny, niż jej w fabule było, to jednak nie mogę powiedzieć bym była zawiedziona.
Gloria Goldreich przenosi nas do współczesnego Nowego Jorku, gdzie sześć przyjaciółek, w tym dwie siostry spotykają się co jakiś czas, by wspólnie spędzić przyjemnie czas, na specjalnie przygotowanej przez jedną z nich kolacji, w trakcie której serwują sobie dobre jedzenie i prowadzą ożywione dyskusje o przeczytanej książce i jej autorce czy autorze. Te godziny wspólnie spędzone traktują jak odrobinę darowanego sobie wśród zabiegania szczególnego luksusu. Za każdym razem jedna z nich wybiera kolejną książkę do czytania i to ona właśnie prezentuje autora i zagaja dyskusję. Bohaterkami książek są zawsze kobiety, takie jak Anna Karenina czy Emma Bovary, kobiety z różnych epok i o skomplikowanych osobowościach, z pełnych dramatyzmu przeżyciami. Bohaterki książki, analizując postawy bohaterek przeczytanych przez siebie książek, próbują je sobie wyobrazić we współczesnym świecie. Zastanawiają się, jakie wówczas byłoby życie tych kobiet, i jakie decyzje by podejmowały. Z tych dyskusji wyciągają wnioski, które pozwalają im spojrzeć również na siebie i własne życie z innego punktu widzenia i to sprawia, że w pewnym stopniu dokonują się w nich zmiany pozwalające na poprawę przede wszystkim relacji z bliskimi.
"Kolacja z Anną Kareniną" nie traktuje jednak wyłącznie o przeczytanych przez bohaterki książkach, chociaż w sumie jest ich w niej zaprezentowanych kilka. Gros fabuły dotyczy jej bohaterek, które borykają się ze swoją przeszłością, z traumami wyniesionymi z dzieciństwa, jak również z problemami aktualnie ich dotykającymi. Gdy je poznajemy, każda z nich w zasadzie jest zawieszona w jakiejś próżni, z której próbuje się wydostać. Nawet ta, której wszystkie pozostałe zazdroszczą, a która- ni z tego ni z owego - wyrzuca męża z domu, dając pozostałym przyjaciółkom do myślenia i domyślania się przez prawie całą książkę co takiego mógł zrobić ten, którego przecież doskonale znały, że musiał opuścić dom w jednej chwili.
W sumie książkę czytało mi się bardzo dobrze, to taka lekka literatura, której bohaterki i ich perypetie wzbudzają sympatię nie angażując i może nawet nie pobudzając mocno do refleksji, ale które i tak na jakiś czas zapadają w pamięć . Z przyjemnością obserwowałam jak ewoluowały ich postawy życiowe, ich przyjaźń i wspieranie się w trudnych chwilach, a także jak w dobrym kierunku zmierzały ich relacje rodzinne.
Chyba niejedna z nas chciałaby mieć taki krąg zaprzyjaźnionych osób, który spotyka się by prowadzić rozmowy o przeczytanych książkach przy dobrym jedzeniu, kawie, lampce wina. Toż to podwójna uczta, której trudno by sobie odmówić.
Jak na razie ucztę duchową mam w trakcie rozmawiania z sympatycznymi blogerkami, gdy wzajem sobie komentujemy i wymieniamy zdania o przeczytanych książkach lub tych, które planujemy czytać i tym się cieszę.