„Czterej jeźdźcy Apokalipsy. Jak się zaczęła ateistyczna rewolucja”, to książka w pewnym sensie niepotrzebna, choć dzięki przedmowie nabiera nieco pogłębionej perspektywy. Jej zasadniczą treścią jest spisana rozmowa, dostępna na YT, która odbyła się w 2007. Richard Dawkins, Daniel Dennett, Sam Harris i Christopher Hitchens (nazwijmy ich DDHH) przez 2 godziny wymieniali się własnym rozumieniem wiary i religii. Dołożyli do tego doświadczenie publicznego głoszenia światopoglądu i zwrotnej argumentacji panelistów, widowni, czytelników, autorów maili czy uczestników forów internetowych. Dyskusja nie była moderowana, co nadało jej dynamizmu, ale w wersji książkowej jest przez to mniej czytelna.
Książka stanowi chyba wierną transkrypcję, więc jest pozbawiona wymiaru emocjonalnego ‘żywego słowa’. Przez to jest ‘płaska’ i mnie efektowna. Zdecydowanie lepiej czytało się słowa wstępne (sformułowane ponad dekadę po dyskusji, więc nie ma już Hitchensa). Prezentują one zmodyfikowaną perspektywę po kolejnych latach głoszenia poglądów ateistycznych. W porównaniu do samej rozmowy, są bardziej wyważone i syntetyczne. Momentami stanowią résumé werbalizowanych wcześniej deklaracji, które nie wytrzymały realiów interakcji z wierzącymi. Widać, że uczyli się Panowie ‘socjalizacji konfrontacyjnej na polu wiara-niewiara’.
Sama dyskusja w tematyce jest dość chaotyczna. W części zagadnień posługiwali się Panowie skrótami, które każdy z nich szybko ‘łapał’ (a czytelnik niekoniecznie). Do większości rzeczy, w który przecież się zgadzają, nie musieli budować erystycznych narzędzi. Na tym traci czytelnik, który chciałby poznać rozbudowaną argumentację. Stąd duża część rozmowy jest zasadzie ‘roboczym spotkaniem w celu określenia strategii do słownych zmagań z wierzącymi’. Nieco ciekawsze były różnice zdań, kiedy musieli użyć przemyślany zestaw narzędzi logicznych.
Rozmowa trochę się zestarzała o tyle, że dołączająca do grupy publicznie dyskutujących ateistów ‘nowa krew’, pogłębiła myśli przewodnie DDHH i zaproponowała nowe wątki. ‘Czterej jeźdźcy’ pisząc zdecydowanie ciekawsze książki (niż treść dyskusji), rozwijają myśli dobierając coraz subtelniej, precyzyjniej i rozsądniej argumenty. Chodzi o uwzględnienie – kiedy, do kogo i po co się przemawia/pisze. Z tego punkt widzenia słowa wstępne odbieram jako ciekawą rekapitulację z końca drugiej dekady XXI wieku.
„Czterej jeźdźcy Apokalipsy” może zaciekawić, jeśli nie zna się wizualnej wersji rozmowy. Zawiera niezerowy ładunek emocjonalny, trochę ważnych kwestii w niej pada. Nie chciałbym wchodzić w detale techniczne kluczowych stwierdzeń. Zebrałem je poniżej w dłuższych cytatach (plus jedna wymiana zdań). Oddają zasadniczą perspektywę problemu relacji wiara-rozum i nauka-religia. Do tego w wersji skompresowanej, sygnalizują niezgodę na budowany nieadekwatny obraz ateizmu wśród wierzących. Co jednak najważniejsze, prezentują niepohamowaną potrzebę DDHH poszukiwania prawdy przy pomocy faktów, które oferuje nauka.
Zdecydowanie bardziej polecam książki DDHH, niż taką ‘przystawkę intelektualną’.
Czasem oskarża się DDHH (w różnej konfiguracji) o protekcjonalizm, scjentyzm (jeśli nadać temu słowu pierwotne znaczenie, zapewne zgodziliby się na taki epitet), brak taktu, uproszczenia, ‘wrzucanie wszystkich do jednego worka’. Trochę z mojej perspektywy spróbuję jakoś zneutralizować takie argumenty własnym rozumieniem sedna ich intelektualnych przekonań:
- Jeśli się nie wierzy – to nie mają znaczenia przymioty boskości, dogmat, detale świętych ksiąg (jeśli są poza-naturalne).
- To, że człowiek czyni coś dobrego, nie znaczy, że także jego wszystkie przekonania stają się faktami (w szczególności te, które według niego samego stanowiły motywację do dobra).
- To, że religia inspiruje do dzieł wielkich (sztuka) nie znaczy, że z każdą epoką cywilizacyjnego rozwoju kultur transcendencja nabywa status faktu.
- Niewiara nie oznacza odrzucenia całej kultury zbudowanej przez ludzi wierzących (jest wręcz przeciwnie w przypadku ateizmu o który walczą DDHH).
- Nie są znane sytuacje, z których miałoby wynikać wycofanie się nauki przed ‘zadekretowanymi religijnie faktami wiary’.
- Wiara religijna jest empirycznym faktem, ale jej treść albo podlega weryfikacji, albo z natury konstrukcyjnej tworzy irrelewantny stan wobec rzeczywistości nie-metafizycznej.
- Nauka jest empiryczna, zmienna (jako kumulatywna) i rozwijana zupełnie niezależnie od dogmatów (choć sami naukowcy mają preferencje, uprzedzenia, światopoglądowe motywacje,…)
DOSTATECZNE z małym plusem 6.5/10
===============
Dawkins:
“(…) cieszyć się i być dumnym z tego, czego dowiedzieliśmy się już dzięki nauce, nie jest ani przejawem pychy, ani przejawem arogancji. Chwaląc się tym, co wiemy, mówimy po prostu uczciwie prawdę. Równie uczciwie przyznajemy się do tego, czego nie wiemy i jak wiele jeszcze pracy nas czeka. A to już wręcz antyteza zadufania. Nauka wniosła wielki wkład we wszystko, co wiemy o świecie, ale cały czas z należytą skromnością uświadamia nam, w jak wielu obszarach pozostajemy ignorantami. W przeciwieństwie do nauki zaś religia nie wniosła w naszą wiedzę o rzeczywistości dosłownie nic, ale ten jej zerowy wkład w poznanie świata nie przeszkadza jej rościć sobie pretensji do wielkiej wiedzy. Tyle że jest to wiedza o rzekomych faktach i zdarzeniach, które religia sama sobie wykreowała.”
Dennett:
„Zawsze mnie bawi, gdy teiści oskarżają nas, że mamy swoją własną ‘wiarę’, własną ‘religię’. Zupełnie jakby czynili zarzut z tego, że niczym się od nich nie różnimy. A tymczasem jedynym dogmatem, którego trzymanie się można nam zarzucić, jest to, że wierzymy w prawdę, dowody empiryczne i rzetelną, logiczną argumentację. I to nie jest ślepa wiara, ale coś wręcz przeciwnego — to wiara nieustannie testowana i korygowana, a bronią jej tylko świadectwa naszych zmysłów i rozum. W odróżnieniu od wyznawców wszystkich religii zawsze, gdy dowody na to wskazują, potrafimy zmienić zdanie. I ani dowodem, ani nawet argumentem przytaczanym na obronę własnego stanowiska nigdy nie są dla nas i nie będą święte księgi sprzed setek lub nawet tysięcy lat.”
Hitchens:
„Gdybyśmy wszyscy widzieli zmartwychwstanie i wiedzieli, że będziemy dzięki niemu zbawieni, wtedy istotnie żylibyśmy w niezmiennym systemie wierzeń, którego trzeba byłoby przestrzegać. Tylko że ci z nas, którzy w to nie wierzą, są szczęśliwi, że to nieprawda, bo byłoby straszne, gdyby się okazało, że tak było istotnie. Ci zaś, którzy wierzą, też nie chcą, by owych zdarzeń dało się dowieść i rozwiać wszelkie wątpliwości, bo nie byłoby miejsca na mroczne zmagania z sumieniem, rozterki duszy...”
Harris:
„(…) wszyscy wierzący są równie krytyczni jak my wobec innych religii. Odrzucają pseudo-cuda i pseudo-prawdy innych wyznań. Dostrzegają sztuczki (…) w innych wierzeniach. I to nader chętnie. Każdy chrześcijanin doskonale wie, że Koran nie może być słowem objawionym stwórcy Wszechświata. Mówimy o czymś bardzo ważnym, gdy zwracamy na to uwagę, i wskazujemy, że czegokolwiek ludzie doświadczają w swoich kościołach czy podczas modlitwy, niezależnie od tego, jak jest to dobre i ważne, fakt, iż identyczne odczucia mają buddyści, hinduiści, muzułmanie i chrześcijanie jest dowodem, że za tymi doznaniami nie stoi ani boskość Jezusa, ani nadprzyrodzona świętość Koranu.”
„Obawiam się, że trudno nam będzie zjednać sobie przyjaciół, gdy stawiamy między religiami znak równości. To standardowa metoda mediów i jedno z ontologicznych przykazań ateizmu — zawsze mówić, że w pewnym sensie uroszczenia wszystkich religii są takie same. Słyszymy zatem w mediach, że muzułmanie mają swoich ekstremistów, a my swoich. Oni mają dżihadystów na Bliskim Wschodzie, a my ludzi, którzy zabijają lekarzy przeprowadzających aborcje. Ale to nie jest uczciwe porównanie. Zbrodni dokonywanych w imię islamu nie można zrównywać z tym, że u nas dwóch ludzi w ciągu dekady dokonało zamachu na aborcjonistów. To jeden z problemów, jakie mam z ateizmem. On pęta nas, każąc w imię zasady równości równo krytykować wszystkie aspekty wszystkich religii, podczas gdy są pewne kwestie, w których większość religijnych ludzi zgodziłaby się z nami.”
=======
HITCHENS:
Nie wysadzamy też szyickich meczetów. Ani posągów Buddy w Bamjanie. My nie profanujemy. Z powodów, które już Sofokles wyłożył w Antygonie, mamy naturalny opór wobec profanacji i bluźnierstwa. To wierzącym pozostawiamy wysadzanie sobie wzajem i burzenie kościołów, meczetów i synagog. I wydaje mi się, że na ten temat moglibyśmy — a warto — porozmawiać dłużej. Ponieważ sądzę — i od tego właśnie chciałbym zacząć — że nie chcemy, by nas posądzano, że istotnie pragniemy świata w jakiś sposób pozbawionego muzyki, poezji, tajemniczości. Że bylibyśmy szczęśliwi w Nowym Wspaniałym Świecie. Myślę, że żaden z nas by nie był...
DAWKINS:
Na pewno nie.
DENNETT:
Oczywiście, że nie.
HITCHENS:
I właśnie o tym chciałbym porozmawiać. O tym, że dzika, wyjąca pustka znacznie prędzej może być efektem jakiejś świętej wojny, konfliktów religijnych czy kolejnej rodzącej się teokracji niż właściwie pojmowanego sekularyzmu. Ten bowiem, jak sądzę, nie to, że zezwala na istnienie lub toleruje, a wręcz pragnie obecności czegoś na kształt wiary. Wydaje mi się, że teraz wyraziłem to nieco jaśniej niż na początku.
HARRIS:
Tylko co masz na myśli, mówiąc, „czegoś na kształt wiary”?
DENNETT:
Doprecyzuj.
HITCHENS:
Chodzi mi o przekonanie, że musi istnieć więcej, niż możemy wiedzieć.
DENNETT:
Z tym się zgadzam.