Jak mi się znudzi ruletka z debiutantami, sięgam po autorów, do których mam zaufanie.
Francuską autorkę ukrywającą się pod pseudonimem Fred Vargas odkryłam już wiele lat temu. Wracam do niej nieregularnie, bo cyklu nie trzeba czytać w kolejności, ale zawsze z przekonaniem graniczącym z pewnością, że nie będę narzekać. Tym razem również się nie zawiodłam.
Kilka elementów sprawia, że o powieściach Vargas mogę powiedzieć, że są one „w moim stylu”.
Bardzo lubię głównego bohatera. Adamsberg trochę buja w obłokach, co wypominają mu przyjaciele: „wystarczyłoby przeciąć tu i ówdzie nieliczne więzy ziemskie, żebyś uleciał między chmury, nie mając nawet ideałów. Jak balon.” Komisarz zna jednak swoje słabości i nie pozwala sobie na przecięcie więzów. Jest człowiekiem, który nie ma oporów, aby postępować w sprzeczności z prawem, ale również osobą, na którą zawsze można liczyć. Potrafi zaopiekować się poturbowanym gołębiem, pozwala zrobić mu gniazdo we własnym bucie i jeszcze wszczyna prywatne śledztwo, poszukując osobnika, który taką krzywdę gołębiowi wyrządził. Nasz człowiek, po prostu.
Lubię klimat tworzony przez współpracowników Adamsberga, którzy tworzą prawdziwą menażerię ludzką. Sam detektyw swój zespół opisuje w ten sposób: „jest chory na hipersomnię, który ni stad, ni z owąd pada, zoolog wyspecjalizowany w rybach, zwłaszcza rzecznych, bulimiczka, która co rusz znika, żeby porobić zapasy, stara czapla biegła w baśniach i legendach, umysłowy gigant nierozstający się z białym winem i tym podobni”.
Lubię wyrafinowane poczucie humoru autorki, która tak przedstawia kolejnego z policjantów:
„Noël jest zły i zajadły, umie przyssać się na dobre. Tego też potrzebujemy.
- Dzięki – rzekł Noël bez ironii, wysoko bowiem cenił swoje wady.”
Dobrze to rozumiem, bo sama również wysoko sobie cenię swoje wady. A tymczasem, w przypadku Vargas, nie mam nawet szans spożytkować mojej wady największej, czyli upierdliwości w czepianiu się nielogicznej fabuły. Wszystko jest idealnie poukładane i nawet fantastyczne z pozoru wizje średniowiecznego hufca rycerzy, który prześladuje współczesnych Francuzów znajdują sensowne uzasadnienie. Nic nie dzieje się bez powodu, a zakończenie satysfakcjonująco zaskakuje.
Akcja rozwija się niespiesznie, ale tej akurat autorce to wybaczam, bo rekompensatą są przewyborne dygresje i językowe smaczki, nie mniej ważne niż śledztwo, oryginalność intrygi, ciekawa zagadka i barwność bohaterów. Przekonajcie się sami. Może i wam uda się książki pani Vargas polubić.