Cassandra Clare jest amerykańską pisarką, której saga „Dary Anioła” przyniosła niemałą sławę właściwie na całym świecie. Seria książek z gatunku paranormal romans podbiła serca wielu czytelniczek (i czytelników) również w Polsce, czego dowodem może być cała masa jak najbardziej pozytywnych opinii na temat każdego jej tomu. Oczywiście, jak zwykle zdarzają się wyjątki, ale tych jest naprawdę mało. Trzecia część serii: „Miasto Szkła” tak samo jak poprzedniczki jest lekturą całkiem przyjemną i ciekawą.
Clary nie jest już tą zwyczajną dziewczyną, którą była kiedyś. Teraz należy do grona Nocnych Łowców i jak najszybciej musi nauczyć się skutecznie walczyć z demonami. Ale nie będzie to takie proste, jak się może wydawać. Valentine powraca, aby zdobyć ostatni z Darów, jakim jest Lustro Anioła. Wraz z przybyciem Morgensterna, na horyzoncie majaczyć zaczyna widmo zbliżającej się wielkiej wojny, lecz żeby zwyciężyć, Nocni Łowcy muszą zjednoczyć się z Podziemnymi, a to nie bardzo podoba się ani jednym, ani drugim. Co więc z tego wyniknie i jaką rolę w tym wszystkim odegra Clary?
Po „Mieście Popiołów”, które moim zdaniem było nieco gorsze od pierwszego tomu, autorka znów wspina się na wyżyny swoich umiejętności pisarskich i pokazuje, na co ją tak naprawdę stać. Książka naszpikowana została wartką, gnającą do przodu akcją i zaskakującymi wydarzeniami, po których aż ciarki przebiegają po plecach. Tajemnice i niespodziewane zwroty akcji sprawiają, że „Miasto…” czyta się z wypiekami na twarzy i w ogóle nie można się od niego oderwać. Życie rodzinne Clary co prawda znów ulega znaczącej zmianie, ale jakoś można się w tym wszystkim połapać, mimo że ta historia zaczyna przypominać jeden z wenezuelskich tasiemców. Jako że „Dary Anioła” na początku miały być tylko trylogią, w trzeciej części zostało zamkniętych kilka wątków, parę ważnych spraw się wyjaśniło, ale choć na tym historia Nocnych Łowców mogłaby się zakończyć, po skończonej lekturze coś w głębi czytelnika woła, ba!, wrzeszczy, o jeszcze.
I już po raz trzeci – wielkie brawa dla autorki, za kreację postaci występujących w książce, i to nie tylko tych pierwszoplanowych. Wszyscy bohaterowie „Darów…” są bardzo żywi (nawet ci, teoretycznie, już nieżyjący ;), do tego przedstawieni w taki sposób, że albo od razu się ich kocha, albo nienawidzi, choć wbrew pozorom przedstawiony świat nie jest tylko czarno-biały. Lecz nawet w postaciach odgrywających w powieści role tych złych jest coś jakby… ludzkiego, co nie pozwala na ominięcie ich szerokim łukiem, a sam Valentine jest osobą, na którą warto zwrócić szczególną uwagę.
W „Mieście Szkła”, jak już pisałam nieco wyżej, autorka po raz kolejny pokazuje, na co ją stać i trzeci tom „Darów Anioła” można określić mianem książki tak samo dobrej, jeśli nie lepszej niż „Miasto Kości”. Wartka akcja, zaskakujące momenty, ciekawe postaci i oczywiście Jace :) – to właśnie za to saga stała się tak znaną i lubianą serią książek, za którą, wbrew pozorom, szaleją nie tylko ci całkiem młodzi. A chociaż fabuła oparta jest na znanych i, powiedzmy to szczerze: nudnych, schematach, to jednak jest w „Darach…” coś takiego, że szablonowość fabuły wcale nie razi, widać, że Clare od samego początku wiedziała, o co jej chodzi, a o żadnej części serii jej autorstwa nie można ot tak sobie zapomnieć.
Po „Miasto Szkła” powinni przede wszystkim sięgnąć ci, którzy przeczytali już poprzednie części „Darów Anioła” i jakimś cudem nie dobrali się jeszcze do tej książki. Natomiast tych, którzy jeszcze nie czytali ani jednego tomu zachęcam, żeby zrobili to jak najszybciej. Wbrew pozorom, seria ta nie jest takim najzwyklejszym odmóżdżaczem, kolejną mdłą opowiastką dla dziewczynek zaczytujących się w beznadziejnych powieściach romantycznych. Tu są demony, jest krew, ból, cierpienie i strach. Jest akcja. Tak więc ludzie: do bibliotek, księgarń czy czegokolwiek i czytać! ;>