Na półce mojej domowej biblioteczki stoi kilka książek Tomasza Kieresa, ale jak dotąd żadna nie doczekała się przeczytania. Zamiast sięgnąć po jedną z powieści znajdujących się w gronie "wyrzutów sumienia" postanowiłam posłuchać audiobooka pt. "Mamy siebie, mamy wszystko". I powiem Wam, że była to bardzo dobra decyzja, bo dzięki temu poprzednie obyczajówki napisane przez autora niedługo doczekają się na swoją kolej...
Niejednokrotnie spotkałam się z opiniami, że Tomasz Kieres to taki nasz polski Nicholas Sparks. A, że swego czasu czytałam wszystko, co tylko wpadło mi w ręce tego uwielbianego amerykańskiego pisarza, to pomyślałam, że pora wyrobić sobie własne zdanie na ten temat. Rzeczywiście w powieści Tomasza Kieresa "Mamy siebie, mamy wszystko" można się dopatrywać pewnych podobieństw do prozy Sparksa, a dokładnie do książki "Bezpieczna przystań". Podobny schemat i wydarzenia osnute wokół identycznego niemal motywu, tyle tylko, że nie przenosimy się do Karoliny Północnej, ale zostajemy w okolicach Warszawy by śledzić losy dwójki bohaterów - Pauliny i Dominika, których ścieżki dość niespodziewanie się przecinają.
Ona jest samotną matką siedmioletniego Bartka, kobietą po przejściach, która od kilku lat ukrywa się przed partnerem - policjantem psychopatą. On to mechanik samochodowy z wyboru, samotny ojciec czternastoletniej Gabrysi, który, odkąd tylko córeczka pojawiła się na świecie, musiał sprostać roli samotnego ojca. Znajomość z Pauliną jest dla niego szansą na pewną odmianę i pokochanie kogoś jeszcze poza Gabrysią. Kobieta jednak jest bardzo ostrożna w zacieśnianiu znajomości. Gdy postanawia otworzyć się na dobroć i miłość Dominika, przeszłość w osobie Emila powraca do niej niczym tajfun i próbuje zniszczyć wszystko to, co Paulina z takim poświęceniem budowała przez kilka ostatnich lat.
"Mamy siebie, mamy wszystko" to interesująca powieść obyczajowa, która ciekawie obrazuje trudy samotnego rodzicielstwa, blaski i cienie codzienności skupionej wokół dziecka oraz siłę i determinację w walce o bezpieczeństwo rodziny. Dobrze skonstruowany wątek policjanta - psychopaty trzyma w napięciu do ostatnich stron. Efektownie połączona płaszczyzna obyczajowa z wątkiem kryminalnym dodaje smaczku i sprawia, że z niecierpliwością czekamy na rozwój wydarzeń. Historia ma zadatki na dojrzałą i inteligentną opowieść, ale czegoś mi zabrakło. Mam wrażenie, jakby jej potencjał nie został w pełni wykorzystany, tym bardziej, że przez cały czas miałam gdzieś w pamięci "Bezpieczną przystań" Sparksa i te wszystkie powtarzające się elementy. Nie jestem też zadowolona z zakończenia, które po pierwsze wydało mi się skrótowe, a po drugie zbyt mało realistyczne.
Autor posługuje się przyjemnym stylem, pisze prostym językiem, który emanuje ciepłem, wrażliwością i delikatnością, przez co opowieść jest bardzo przyjemna w odbiorze. Tomasz Kieres dość dokładnie szkicuje słowem portrety psychologiczne bohaterów, dzięki czemu możemy szczegółowo poznać zarówno rozterki i wątpliwości poszczególnych postaci, jak również mechanizmy ich postępowania. Mam jednak mały problem z oceną emocji, których na pewno jest mnóstwo w tej historii, ale do mnie jakoś nie trafiały. Mam nadzieję, że jest to związane bezpośrednio z nie najlepszą, moim zdaniem, interpretacją Konrada Biela, a nie z samym przekazem pochodzącym od autora.
Cieszę się, że na pierwsze spotkanie z autorem wybrałam powieść "Mamy siebie, mamy wszystko" - wzruszajacą, romantyczną historię, która na pewno pozostawia w pamięci niezatarty ślad. Nie wiem czy autor w przyszłości trafi do grona moich ulubionych pisarzy, ale na pewno po jego pozostałe książki sięgnę z przyjemnością i zainteresowaniem.