“Możliwości są nieograniczone i nieraz rodzi się z tego pomysł, na podstawie którego powstaje potem książka”
Catherine Ashley Morgan to kolejna pisarka, o której nie znalazłam żadnej wzmianki w internecie. Podejrzewam, że to pseudonim i że autorka jest Niemką. Tak na marginesie to naprawdę duża umiejętność potrafić ukryć się przed wszechogarniającą ludzi siecią zwaną Internetem :)
Z czym kojarzy się wam tytuł “Noc rudego kota”? Tak, oczywiście z kotem. Jest to książka w której jedną z głównych postaci jest kot, rudy kot, a raczej ruda kotka – Izabelle. I to właśnie ona będzie pełniła kluczową rolę w całej intrydze jaką zaserwowała nam autorka. Ale może zacznę od początku.
Sławna angielska pisarka Christine Bell ucieka od londyńskiego zgiełku na wieś, by tam móc spokojnie pisać nową książkę. Christine zamieszkuje w starym domu, którego właścicielka wyjechała w długą podróż. Dla bohaterki chwilowe zamieszkanie w spokojnej jakby się zdawało okolicy, jest bardzo komfortową sytuacją. Może wreszcie w ciszy i spokoju skupić się na swojej nowej powieści.
Nie długo jednak jest jej dane cieszyć się z tego błogiego stanu. Pewnej nocy dom pisarki odwiedza ruda kotka. Jest ona własnością sąsiada bohaterki – Heggindfielda, bardzo tajemniczego i niesympatycznego gbura. Na drugi dzień Christine próbuje oddać Izabelle jej właścicielowi, ale on niespodziewanie twierdzi, że nigdy nie miał takiego kota jednocześnie zamykając jej drzwi przed nosem. Sprawa jeszcze bardziej się komplikuje, gdy następnego dnia tajemniczy sąsiad zostaje znaleziony martwy w swoim domu. Policja od początku twierdzi, że to wypadek. Jednak ciąg dalszych zdarzeń oraz dziwne zachowania okolicznych mieszkańców związane z przedsiębiorstwem mlecznym Biltforda, dającego miejscowym ludziom pracę, skłaniają pisarkę do zajęcia się tą sprawą na własną rękę. Tym bardziej, że pojawia się u jej boku przystojny i intrygujący detektyw.
Catherine Ashley Morgan napisała doskonały kryminał w iście angielskim stylu. Znajdziemy w nim zbrodnię, zmowę milczenia, typową angielską wieś, skorumpowaną policję i miłość. Do tego dla miłośników zwierząt - ruda kotka Izabelle. Z nią właśnie wiąże pewne moje zastrzeżenie. Autorka opisała ją jako zwierzę nadzwyczaj ciche i spokojne. Nawet gdy włamywacze chcąc ją ukraść, wkładając zwierzę do worka, kotka nawet się nie budzi. Przyznam szczerze, że do tej pory nie spotkałam takiego kota. Te zwierzęta są raczej czujne i przy każdym hałasie nastawiają uszy. Ale być może w Anglii, a w szczególności na angielskiej prowincji, takie koty występują.
Postacie wykreowane przez autorkę są bardzo charakterystyczne. Do szału doprowadzał mnie skorumpowany policjant – posterunkowy Whiting. Postać bardzo realistyczna i mimo wszystko wyróżniająca się na tle pozostałych. Zabrakło mi tylko większego odniesienia do osoby samego zlecającego morderstwa. Myślę, że na tym polu Pani Morgan mogła więcej zdziałać. A tak, niestety była to dla mnie postać trochę przeźroczysta i niedookreślona.
Praktycznie od początku było wiadomo, kto stoi za wszystkimi „nieszczęśliwymi wypadkami”. Nie jest to więc klasyczny kryminał, w którym dopiero na końcu czytelnik dowiaduje się kim jest morderca. W powieści Morgan akcja skupia się bardziej na udowodnieniu winy. Jednakże do ostatnich stron, nie wiadomo czy na pewno się to uda. I czy na pewno podejrzenia czytelnika są zgodne z prawdą.
Język powieści jest bardzo przystępny, czyta się ją bardzo szybko. Na korzyść wydania na pewno przemawiają dobry, miły w dotyku papier i ciekawa okładka. Nie jest to ambitna literatura, nie zawiera w sobie żadnego przesłania oprócz tego, że sprawiedliwość dopada wszystkich. Jednych wcześniej, a innych później. Jest to natomiast dobry kryminał, zawierający ciekawy klimat. Klimat, który osobiście mnie oczarował w ciągu paru godzin spędzonych z książką.
„Noc rudego kota” zapewni wam doskonały relaks, także polecam nie tylko miłośnikom angielskich kryminałów.