Do sięgnięcia po nowość Ann Brashares tak naprawdę zachęciła mnie okładka – byłam wręcz nią zauroczona – noc, piękne gwieździste niebo i pustynia… Zapowiada się pięknie. Czytając notę wydawcy na okładce, a potem jeszcze pierwsze zdania samej powieści pomyślałam sobie – to jest coś, co lubię, tę książkę muszę mieć. I kupiłam.
„Żyję od ponad tysiąca lat. Umierałem wiele razy.
Zapomniałem ile dokładnie. Mam niezwykłą pamięć, ale nawet ona nie jest doskonała. Jestem człowiekiem.
Pierwsze życia pamiętam trochę niewyraźnie. (…)”
Daniel posiada Pamięć. Pamięta prawie wszystkie swoje wcielenia. Jego pamięć sięga do 541 roku, do czasu, kiedy urodził się i mieszkał w Afryce. To właśnie wtedy poznał kobietę, której będzie szukał przez wszystkie kolejne swoje wcielenia. Jego ukochana nie posiada takiego samego daru, Daniel jednak ma nadzieję na to, że kiedyś, w którymś z kolejnych żyć, przypomni sobie o nim. Przez kolejne 1500 lat widzi ukochaną kobietę w różnych osobach – wystarczy jedno spojrzenie i wie, że to ona… Jednak z różnych powodów nie mogą być razem, okoliczności są różne, często dzieli ich też różnica wieku. W końcu, w 2004 roku poznaje Lucy – od razu wie, że to osoba, której szuka, a i Lucy coś przyciąga do Daniela, chociaż ona sama tak naprawdę nie wie, co to takiego. Czy los w końcu połączy ich razem i będą szczęśliwi?
Reinkarnacja i podróże w czasie w literaturze od dawna mnie intrygują. Co prawda podróży w czasie tu nie ma, ale ja właśnie tak się czułam, czytając tę książkę – bo Daniel co chwila przenosi nas w tak odległy świat, w którym przyszło mu żyć, przy okazji opowiadania o kolejnych swoich wcieleniach. Co chwila zżerała mnie ciekawość, gdzie w następnym życiu znajdzie się bohater, w jakiej części świata, w którym okresie. Powiem szczerze, że pod tym względem powieść jest napisana naprawdę ciekawie i nie pozwala nam się znudzić. Autorka miała świetny pomysł na fabułę, pomysł, który nie powiela się zbyt często w literaturze – temat reinkarnacji.
Ann Brashares skonstruowała swoją książkę wplatając w opowieści Daniela o kolejnych wcieleniach ten najważniejszy wątek, dziejący się współcześnie, w roku 2004, perspektywa zarówno głównego bohatera, jak i Lucy. Sprawia to, że nie grozi nam absolutnie żadna nuda, wydarzenia są dynamiczne, wciągają, wzbudzają ciekawość, co będzie dalej. Jednak mam pewne wrażenie, że autorka nie do końca potrafiła wykorzystać swój pomysł na książkę. Czytając o kolejnych życiach Daniela, wciągnęła mnie w swój świat bez reszty, im bliżej jednak końca, tym większe czułam rozczarowanie i tym bardziej mogłam przewidzieć zakończenie. Zawiodłam się trochę.
Jednak „Nigdy i na zawsze” absolutnie jest godna polecenia. Jeśli ktoś ma ochotę na ponadczasową opowieść o miłości, która przezwycięża nawet śmierć, o szansach, jakie daje nam los, o tym, że nic nie należy odkładać na później – ta książka z pewnością spełni jego czytelnicze oczekiwania. Mnie osobiście po tej książce pozostał jakiś bliżej nieokreślony niedosyt. Ale absolutnie nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Jeśli więc ktoś się zastanawia nad przeczytaniem tej książki, niech powie sobie „tak” i wyrobi przynajmniej własne zdanie na jej temat.