To przede wszystkim książka z rodzaju tych, jakie lubię, mówiąca o zdecydowanej i silnej kobiecie, która umiała walczyć o to, na czym jej zależało. Pod względem siły charakteru przypomina Teresę Remiszewską czy Wandę Rutkiewicz - w tym niezłomnym dążeniu do zrealizowania marzenia. A marzenie miała niezwykłe - pracować na morzu.
Urodzona w 1931 r. w Kozietułach, majątku rodziców, po wojnie i ucieczce z rodzinnych okolic trafiła wraz z rodziną do Kamienia Pomorskiego, gdzie pierwsze spotkanie z morzem stało się początkiem miłości na całe życie. Zapragnęła pływać, co było w owych czasach niezwykle trudne, a może jest trudne i teraz?
Do tej pory jest jedyną kobietą, która zdobyła stopień kapitana żeglugi wielkiej, więc może wcale się tak wiele nie zmieniło od tych dawnych, powojennych lat? Książka mówi o jej uporze, ciężkiej pracy, wielkiej radości, gdy wreszcie otrzymała prawo pływania i wielu przykrościach, które spotkały ją ze strony starszych stopniem lub stażem marynarzy i budzi refleksję, czy i teraz nie jest podobnie, gdy kobieta stara się o pracę w zawodzie uznanym za męski, gdy chce wejść w hermetyczne środowisko?
Historia jej życia, jej pływania, osiągania coraz wyższych stanowisk, dowodzenia coraz większymi statkami, jest dowodem, że nie powinno się patrzeć przez pryzmat uprzedzeń i stereotypów. Osiągała doskonałe efekty, łącząc wiedzę i umiejętności z kobiecymi sposobami radzenia sobie w trudnych sytuacjach, wielu marynarzy wyciągnęła z kłopotów właściwie tylko dzięki temu, że była kobietą i umiała się tym atutem posłużyć. Na całym świecie przyjmowana entuzjastycznie, w kraju zdecydowanie mniej znana, choć była żywą reklamą PŻM.
Niestety, książka ma też mankamenty, z których zasadniczym jest fakt, że napisał ją kapitan żeglugi wielkiej Eugeniusz Daszkowski - kolega bohaterki ze szkoły morskiej. Jako mężczyzna, który nie jest ani pisarzem, ani dziennikarzem - chociaż opisuje fakty często w sposób bardzo żywy, nic nie mówi o uczuciach i przeżyciach Żaby (takie przezwisko szkolne nosiła pani kapitan). Potrafi napisać, że była przejęta, zdenerwowana, szczęśliwa - ale nie czuje się tego, zupełnie inaczej, niż kiedy ktoś sam opisuje swoje przeżycia, jak Teresa Remiszewska "Z goryczy soli moja radość", czy kiedy z bohaterką rozmawia kobieta, która umie odebrać i przekazać jej uczucia, jak Barbara Rusowicz w wywiadzie "Wszystko o Wandzie Rutkiewicz".
Jest to mój najważniejszy zarzut w stosunku do książki, która mimo to pozwala poznać niezwykłą, ciekawą i silną kobietę.