"Masters of Death" wpisuje się w bardzo lubiany przeze mnie trend wydawania historii, które poza piękną treścią zachwycają także wydaniem. Twarda oprawa, oryginalnie barwione brzegi oraz przepiękne dodatki w środku książki (w tym także ilustracje) sprawiły, że kilka razy nawet kompletnie obce osoby podchodziły do mnie, by zachwycić się oprawą tej książki. Ale to nie wszystko, bo powieść zapragnęłam przeczytać nawet zanim ujrzałam pomysł na wydanie. Skusił mnie przede wszystkim opis- utrzymany w lekko humorystycznym tonie, ale jednocześnie przyciągająco pokręcony. Czy dobrze oddał rzeczywistość?
Rzadko kiedy po przeczytaniu tak trudno sformułować mi konkretny zarys fabuły, bo książka obfituje w wiele wątków, pozornie ze sobą niesplecionych, które z każdą stroną nabierają jednak głębi i powiązania. Mamy tu więc chociażby nieumarłą agentkę nieruchomości Violę Marek, której celem jest sprzedaż pewnej bogatej willi. Problem w tym, że jest ona nawiedzona przez pewnego wyjątkowe upierdliwego i marudnego ducha. Mamy także Foxa- beztroskiego chrześniaka samej Śmierci, który prowadzi miejsce, gdzie rzekomo komunikuje się ze zmarłymi. Warto jednak dodać, że tak naprawdę wcale ich nie widzi, a zdesperowane wdowy wykorzystuje do... cóż, całkiem innych celów niż pomocy ze skomunikowaniem się ze zmarłym mężem. Mamy także grupę stworzeń, które urządzają sesje terapeutyczne, anielicę i sługę Lucyfera, których łączy zakazane uczucie, a także pewnego złodzieja- syna boga nordyckiego, który ma w planach kolejny wielki napad. Wreszcie- Śmierć w samej osobie, którego nieoczekiwane porwanie doprowadza do połączenia się losów bohaterów i konieczności zagrania w grę, której jedyną zasadą jest... nie przegrać.
Cóż to była za przygoda! Kiedy myślę, że w fantastyce spotkałam już praktycznie wszystko, wchodzi kolejny niesamowicie kreatywny i utalentowany autor i udowadnia, że stworzenie oryginalnej i trzymającej w napięciu historii nadal jest możliwe. Było to moje pierwsze spotkanie z Olivie Blake i zdecydowanie zachęciło mnie do bliższego zapoznania się z jej twórczością. Spodobała mi się dynamika między postaciami, jaką dobrze oddała. To właśnie na tych relacjach opiera się cała historia do tego okraszona cudownym stylem pisania. Autorka co kilka stron raczy nas retrospekcjami lub ironicznymi i zabawnymi wstawkami. Dla niektórych może to powodować poczucie chaosu, jednak ja odnalazłam się z takiej formie.
Pokochałam większość przedstawionych postaci. W moim sercu na zawsze pozostaie chociażby Fox, a także delikatny wątek romantyczny z jego udziałem, ale też dynamika między Violą i duchem willi, którego historia także odgrywa dużą rolę w fabule.
Na kartach powieści pojawia się także wątek gry nieśmiertelnych i o ile jej zasady są dość nieoczywiste, to gdy fabuła skupiła się na rozgrywkach między bohaterami, poczułam tylko jeszcze większe zaangażowanie. Sam koncept, jaki stoi za wygraną i tym, co można zyskać stając do potyczki z samą Śmiercią są naprawdę interesujące i oryginalne.
Myślę, że to jedna z tych książek, która jest na tyle specyficzna i pokręcona, że albo się ją pokocha, albo znienawidzi. Ja zdecydowanie trafiłam do tej pierwszej grupy. Sięgając po nią, spodziewałam się czegoś zupełnie innego, a otrzymałam wielowątkową i rozbudowaną historię, pełną charyzmatycznych postaci, nieoczekiwanych twistów i pięknych cytatów. To było zdecydowanie coś.
Przeskoki fabularne odczuwałam jedynie jako możliwość poszerzenia wiedzy o świecie przedstawionym, któremu nie można zarzucić prostackiej ekspozycji. Dzięki temu lektura cały czas była dynamiczna. I owszem, czasami trzeba było się trochę wysilić, żeby połączyć wszystkie kropki w fabule, ale cudownie było patrzeć, jak w każdą stroną wszystko łączy się w spójną całość. Teraz, znając już zakończenie i powiązania między postaciami mam ogromną ochotę, by przeczytać książkę po raz kolejny i spojrzeć na nią świeżym okiem, a to nie zdarza się często.
"Masters of Death" to nie książka, którą przeczytacie dla odmóżdżenia po ciężkim dniu. Na treści trzeba się skupić, żeby nie pogubić się w natłoku zdarzeń i postaci, ale jak dla mnie było to coś, co książkę właśnie wyróżniało. Jeśli szukacie czegoś absolutnie wyjątkowego i nietuzinkowego na rynku fantastyki koniecznie musicie dodać ją do swojego TBR-u. Ja jestem zachwycona!
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu znak Horyzont.