Zdarza Wam się czasem, że idziecie do biblioteki bez jakiś większych planów co do wypożyczenia czegokolwiek i po prostu snujecie się przez kilkanaście lub kilkadziesiąt minut wśród półek? Ja - która z reguły po prostu zamawiam książki w bibliotekach przez Internet - postanowiłam jakiś czas temu wybrać się na poszukiwania. Długo krążyłam, oj długo. Ciężko było mi znaleźć coś, czego opis lub okładka by mnie zachęcił. Tarantula przyciągnęła mnie do siebie tym, że z okładki krzyczał do mnie tytuł filmu, który chcę kiedyś obejrzeć. Książeczka niewielkiego formatu, mniej niż dwieście stron - akurat, żeby połknąć ją "na raz".
Thierry Jonquet napisał niemałą ilość książek, ale Tarantula jest zdecydowanie najbardziej znaną. Akcja powieści skupia się na relacji łączącej cztery osoby - Vincenta, Alexa, Ewę i Richarda. Nie bez powodu zastosowałam tu kursywę, nie będę jednak psuć niespodzianki i nie powiem, o cóż tutaj chodzi! Tytuł powieści doskonale pasuje do jej fabuły. Jeden z bohaterów jest bowiem typową tarantulą. Osacza swą ofiarę, a następnie prowadzi z nią niebezpieczną grę. Nić, którą oplata swój łup, jest kusząca i oczarowuje, ale to tylko zwodnicza pułapka. Nic nie jest tym, czym się wydaje, a życie każdej z osób, której historię poznajemy, jest tylko zlepkiem ładnie poskładanych ze sobą kłamstw.
Richard jest bardzo cenionym w społeczeństwie chirurgiem plastycznym. Bardzo dużo pracuje, ale w wolnych chwilach czas spędza przede wszystkim na wystawnych przyjęciach lub w swoim luksusowym domu, który dzieli ze swoją kochanką, Ewą. Ewa jest przepiękną kobietą, ale jednocześnie nieszczęśliwą. Jej związek z Richardem jest dosyć wypaczony. Kobieta jest zamknięta w czterech ścianach swojego pokoju, a jej mężczyzna, to jednocześnie jej pan i władca. Alex to taki typowy wiejski osiłek, który ciągle ukrywa się przed policją. Jego najlepszym przyjacielem jest - a raczej był - Vincent. W tej znajomości Alex był pięściami, a Vincent głową. Gdy go zabrakło Alex mocno pogubił się w swoich poczynaniach i gdy go poznajemy, jest poszukiwanym zabójcą policjanta. Co łączy tych wszystkich ludzi? Pewien wspólny mianownik, który jest tak makabryczny, że na pewno się Wam nie nasunie.
Sam autor wije wokół nas - swoich czytelników - pajęczą nić. Fabuła bowiem - choć z pozoru nie jest skomplikowana - to zapętla się od pewnego momentu tak bardzo, że nie pozostaje już nic innego, jak tylko czekać na wielką "bombę", która wybuchnie wreszcie na sam koniec. Wybuch nadchodzi, a jest nim poznanie przeszłości tajemniczej, zjawiskowo pięknej Ewy.
Historia jest opowiedziana z dwóch perspektyw - narratora i pierwszoosobowej, tej pierwszej jest zdecydowanie więcej. Jonquet stworzył tak misternie uknutą intrygę, że ja przez długi czas nie mogłam wyjść z podziwu, że coś takiego jest w ogóle możliwe do wykreowania. Przypominam, że ta książka ma ledwie sto parę stron; to naprawdę duża sztuka stworzyć taką fabułę, świetnie ją rozwinąć i trzymać w napięciu do samego końca na tak małej ilości kartek. Prawdopodobnie, gdyby książka ta miała pięćset stron również świetnie by się ją czytało, ale myślę, że wówczas w pewnym momencie zaczęłaby nudzić czytelnika, a w przypadku tak krótkiej powieści ciągle jesteśmy "pod napięciem" i nie możemy się od niej oderwać.
Komu przede wszystkim mogę polecić tę książkę? Miłośnikom kryminałów i thrillerów, zainteresowanych tematyką seksualności człowieka bardziej w takim aspekcie psychologicznym, aniżeli czysto fizycznym oraz wszystkim tym, którzy nie przepadają za banalnością i utartymi schematami w literaturze.