"Wikołak" Maberry'ego utrzymał mnie w ponurym nastroju swoimi opisami gotyckiego, tajemniczego i zaściankowego miasteczka w Anglii, starej i przerażającej posiadłości, czy barwnej nocy i księżyca w pełni. Głównym bohaterem opowieści jest Lawrence Talbot - znany aktor, który po pojawieniu się w rodzinnej Anglii, zostaje powiadomiony o nagłym zniknięciu swego brata. I chociaż oddał dużo, by nie musieć wracać do swoich rodzinnych stron, do zacofanej prowincji i posiadłości jego ojca - koniecznie chce wyjaśnić tę sprawę. Trafia na ludzi o typowo prostolinijnym myśleniu, którzy karmią się zabobonami i sensacjami. Jednak z czasem przekonuje się, że nie wszystko, co wymyślają tamtejsi mieszkańcy jest wyssane z palca. Lawrence będzie musiał stawić czoła nie tylko groźnej bestii, ale także sobie samemu. Swoim lękom i pożądaniu, a także przeszłości, która wraca do niego w snach i nie daje mu chwili wytchnienia.
Ta książka jest reklamowana jako horror, choć dla mnie można by określić ją co najwyżej mianem "thriller". Nie wszystkie powieści rozgrywające się w gotyckiej i mrocznej atmosferze są horrorami! "Wilkołak" mnie przynajmniej cały czas w napięciu nie trzymał, zasypiałam po lekturze tej książki szybko i bez żadnych lęków. A czasem jeszcze smaczniej w trakcie jej czytania, to fakt. Opisy cieknącej krwi, czy pozbawiania ludzi ich członków mnie nie są w stanie przerazić, co najwyżej - zniesmaczyć. Ja jednak w tej lekturze dostrzegłam umiar (którego na przykład nie widziałam w niektórych dziełach Kinga) i drugie dno. Bowiem czytając na okładce książki "wikołak" w dobie Zmierzchu, można się spodziewać kolejnego przystojnego, w połowie nagiego mężczyzny, który będzie chodził za nami krok w krok i rozpalał swym gorącym, męskim ciałem. Na szczęście i podczas tej lektury można odpocząć od wdzierającego się w coraz to więcej powieści różowego lukru, który oblepia powieść czyniąc ją tanim i pustym romansidłem - mamy tu bowiem pełnowartościowego wilkołaka. Wilkołaka, czyli nie zwykłego, przerośniętego wilka. Wilkołaka - potwora kierującego się zwierzęcym instynktem. Bez uczuć, bez wyższych pragnień i marzeń. Stwora, pałającego chęcią do pożywiania się i mordu. Ale tylko nocą. Za dnia wilkołak razem z Boginią Łowów ukrywa się i poznajemy jego ludzkie oblicze - zagubionego człowieka, który nienawidzi samego siebie za krzywdy, które wyrządza innym. Człowieka, który sam sobie takiego losu nie wybrał. Niewolnika we własnym ciele.
Chociaż książka napisana jest szablonowym językiem, bardzo schematycznie i rzeczowo - można w niej dostrzec pozytywne aspekty. Przede wszystkim barwne postaci, chociażby ojca Lawrenca, cynicznego i zawsze nieobecnego, który kryje mroczne sekrety i pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach. Angielski klimat i styl życia, który uwielbiam. Bardzo dokładne i obrazowe opisy przemiany człowieka w wilkołaka i pięknie oddaną cześć księżycowi (no co? Mam do niego słabość, uwielbiam pełnie ;) ) - nazwanie go"Boginią Łowów". Polowania bestii w Anglii, motłoch w postaci dumnych i bogatych anglików niewykazujący się odrobiną rozumu i tradycyjny sposób zabijania włochatych potworów, który mieliśmy okazję poznać w drugiej połowie lektury zasługuje na uznanie. Koniec jest zarazem zaskakujący i typowy dla tego typu powieści. Podobało mi się całe to rozwiązanie akcji do ostatniego zdania. Kiedy je przeczytałam, uśmiechnęłam się do siebie - "ach, jakie to typowe i wyświechtane". Co nie znaczy że złe, bo czytelnik jest głodny tego, co zdarzy się później. Ja jednak, przeżywając fascynację krótkimi opowiadaniami grozy, zawsze w ten sposób kończyłam każde z nich, dlatego wydaje mi się ono mało odkrywczy.