„Trup nocy letniej” i pierwsze moje skojarzenie: „ona naprawdę to zrobiła! Ciekawe jak wyszło”. Mowa oczywiście o dziele Williama Szekspira „Sen nocy letniej” (są tacy, którzy tego dzieła nie znają?) i moja radość, że Iwona Banach mnie zaskoczyła, że brawo! Tak jak Szekspir wzorował się i korzystał z wielu wątków w fabule przy tworzeniu tego utworu, tak i królowa polskiej komedii kryminalnej wykazała się prawdziwym kunsztem pisarskim. Upatruję wiele podobieństw, ale nic nie zdradzę, czytajcie i bawcie się wybornie a ja zapraszam Was na moją recenzję.
P.S. Wierzycie w kosmitów? A może w teorie spiskowe?
Ja wierzę w dowody naukowe i sama wyciągam wnioski ;)
Noc perseidów. Łowcy kosmitów i sami kosmici, teorie spiskowe, ślad węglowy - „ale nie węglowy, a elektroniczny!”, podsłuchy, nasłuchy, i pieron wie co jeszcze! A na dokładkę jeszcze Kryptoterrestrianie (już połamałam sobie język! :))
Miejsce akcji ośrodek na Rusałkach. Ludzie mniej lub bardziej opętani chęcią poznania obcych to się nie może dobrze skończyć… Żądna niezwykłego materiału i niezwykle zdeterminowana dziennikarka Kamila Klauch pędząc na złamanie karku uczestniczy w kolizji z lawetą. Spadający toi toi okazuje się, że ma w sobie niezwykłe wnętrze a mianowicie ciało (niestety martwe) pewnego kuriera. Jak trup to i śledztwo. Cudownie było mi przyglądać się śledztwu prowadzonemu przez policjantów: Bellę Głąb i Miłosza Kapusty, których poznałam w poprzedniej powieści „Śmierć żonokrążcy”. Uwielbiam ten duet:)
Uwielbiam kreację bohaterów w wykonaniu Iwony Banach. Nakreśleni grubymi kreskami aż przerysowani, z wyolbrzymionymi wadami.
„Leokadia, Alunia i Todzia były przyjaciółkami. Teraz stały się wspólniczkami oraz kimś w rodzaju rodziny”. Pierwsza z nich obsesyjnie wręcz sprzątała, druga świetnie gotowała a trzecia „zapewniała wszystkim rozrywkę”. „Tak więc we trzy żyły w doskonałej harmonii i zadowoleniu, oprócz tego, że Leokadia była dziwadłem, Alunia wredną ropuchą, a Todzia wariatką. To im jakoś nie przeszkadzało”. A i mnie również :) Wręcz przeciwnie :) „Człowiek nawet po siedemdziesiątce ma prawo do radości”, o tak! Mam nadzieję, że ja sama nigdy o tym nie zapomnę:)
Amanda, która miała kilku mężów, ale oni niekoniecznie o tym wiedzieli ;) „Pewne zachowania są męskie, inne babskie. I niby idzie ku równouprawnieniu, ale idzie, jakby nie chciało dojść. Facet może mieć cztery żony i najwyżej nazwą go buhajem, ale kobieta w takiej samej sytuacji będzie zwykłą dziwką”. Jaki miała powód, by oszukiwać Artura? On sam nie wiedział, bo: „Najgorsze było to, że oni naprawdę się kochali. Była między nimi świetna atmosfera, dogadywali się w najdrobniejszych sprawach, w tych poważnych też. (…) Nie bili się, nie kłócili, nie pragnęli zmian. Żadnych dzieci, żadnych inwestycji, żadnych szaleństw” i doznał całkowitego oświecenia: „Normalność to coś, co się często wspólnie ustala i akceptuje. To codzienna zgoda na takie czy inne rozwiązanie, które dla innych może być nieakceptowalne. (…) To, co dotąd wydawało mu się w miarę normalne, teraz zaczęło nabierać zupełnie innego znaczenia. (…) To był taki przebłysk, w którym człowiek niekiedy zdaje sobie sprawę, że jest strasznym naiwniakiem, po czym idzie się powiesić. Artur nie miał myśli samobójczych, ale mordercze jak najbardziej”.
Przednia zabawa w przyglądaniu się nam samym, naszym polskim przekonaniom i poglądom często bardzo krzywdzących… nas samych: „Męskie poglądy, męska praca i męskie podejście do życia naprawdę często biorą górę nad empatią”. I wiele, wiele jeszcze można odkryć tajemnic ale nie będę zabierała Wam wyśmienitej zabawy ;)
Przecudowna zabawa słowem, kontekstami w sosie ironii, sarkazmu i absurdu.
Polecam Wam serdecznie!
Egzemplarz własny.