Jakiś czas temu pewien reżyser teatralny wydał oświadczenie o “wspólnym schodzeniu w mroki”, którym próbował usprawiedliwić wykorzystywanie i poniżanie młodych kobiet. W imię sztuki to poniżanie było. Żadna sztuka nie jest warta czyjegokolwiek poniżenia.
Właśnie to oświadczenie przypomniało mi o książce szwedzkiej dziennikarki Mathildy Gustavsson, która opisuje kulisy skandalu, który doprowadził do tego, że literacką Nagrodę Nobla za 2018 rok przyznano dopiero w 2019 roku. Ja tylko przypomnę, że laureatką nagrody za 2018 rok została Olga Tokarczuk, a jej "przeciwnicy" lubią w dyskusji wytykać, że jej nagroda jest gorsza, bo została przyznana ex aequo.
Choćby z tego powodu warto mówić i pisać o książce Gustavsson. Ale nie tylko, ponieważ sama książka, bez całego "polskiego" kontekstu równiez zasługuje na uwagę. To solidny, rzemieślniczy zapis dziennikarskiego śledztwa, które doprowadziło do ujawnienia ogromnego skandalu. Właściwie na tym można zakończyć omawianie samej książki. Ale może jednak nie? Ten temat zasługuje na jeszcze kilka zdań, choćby ze względu na jeszcze inny konteks, o którym wspomniałam w pierwszym akapicie. Czy artysta jest nadczłowiekiem? Czy może krzywdzić, nawet pośrednio, w imię swojej sztuki?
Przedstawione w książce relacje ofiar i świadków tych zdarzeń wstrząsają. Wywołują gniew. Nie tylko na sprawcę. Na cały system, który oby jak najszybciej się załamał.
Mechanizm działania dramatis presonea był podobny do przedstawionego w oświadczeniu pana reżysera. Tylko to nie artysta wykorzystywał i poniżał, ale mąż artystki “kulturprofilen”, jak nazywało go "środowisko", prowadzący klub artystyczny. I w gruncie rzeczy nie czynił tego w imię sztuki, tylko dla zaspokojenia swoich potrzeb seksualnych. Zasłaniając się przy tym wpływami żony, zasiadającej w Akademii Szwedzkiej poetki Katariny Frostenson, a całe “środowisko” udawało ślepe, ponieważ uważało, że to on buduje klimat, dzięki któremu jego żona i inni artyści mogą tworzyć swoją sztukę. I że to ich tworzenie jest warte poniżenia i krzywdy innych osób. Nie jest, bo żadna sztuka nie jest warta ludzkiej krzywdy, a godność ludzka jest wartością nieporównywalną z jakąkolwiek, choćby i największą i najwspanialszą sztuką. A sztuka, która wymaga cudzego cierpienia nie jest sztuką, tylko egoizmem.
Można powiedzieć, że winni zostali ukarani. On odsiedział wyrok, ona stracił miejsce w Akademii, jednak zanim to się stało, złamali życie wielu osobom. Ich ostatnią ofiarą została, przynajmniej w mojej ocenie, Sara Danius. A sama Frostenson wydawała się nie rozumieć, że stało się coś złego. Ale być może, miedzy innymi dzięki takim publikacjom, doczekamy się zmiany.
Zdecydowanie warto sięgnąć po tę książkę.