'' Jest jedna rzecz, która jest bardziej przerażająca niż szczury. Czy wiesz, co to?
- Co?
- Ludzie."
Coś od początku drapało mnie w środku i "mówiło". Nie kupuj tej książki, nie czytaj, ona jest trudna, brudna, paskudna, obrzydliwa i pełna najgorszego zła. Okładka rzeczywiście nie nastrajała optymistycznie i ten znak ostrzegawczy...ale przecież ja lubię trudne książki, biorę je na klatę i radzę sobie z nimi.
To jedna z "tych" książek, po których od razu biegnę do łazienki, by porządnie wyszorować ręce, ponieważ mam wręcz namacalne wrażenie, że ten brud i smród z niej przykleił mi się do palców. To rzeczywiście książka obrzydliwa, śmierdząca i ociekająca gnijącymi odpadkami i mulistą śmierdzącą breją z kanałów, a jednocześnie to jedna z tych historii, od których nie można się oderwać. To bardzo dobra, wręcz, w mojej ocenie, rewelacyjna pozycja.
Do jakiegoś kraju (nie wiadomo jakiego), przylatuje jakiś mężczyzna (nie wiadomo jak się nazywa) Wiadomo tylko tyle, że kraj, do którego przyleciał, jest mu językowo obcy i to, że w tym kraju pleni się jakiś wirus, który nie wiadomo, w jaki sposób się rozprzestrzenia, aczkolwiek plotka głosi, że roznoszą go szczury.
Pan ów przybywa tutaj do pracy, jednak jest mocno, powiedzmy "wczorajszy". Ponieważ swój wyjazd opijał z kolegami w dość intensywny sposób, do późnej nocy. Całej reszty o tym Kimś dowiadujemy się w trakcie dalszego czytania. O tym, jak żyje w tym kraju, do którego przyleciał, ale też o tym, jak żył i dlaczego został wybrany przez swoich pracodawców do tej zagranicznej misji, w swoim kraju ojczystym. A jest o czym czytać.
Nie do końca jestem pewna czy polecać tę książkę, chyba tym bardziej wrażliwym, nie specjalnie, chociaż z drugiej strony, trochę żal by było nie przeczytać takiej świetnej pozycji, która, mimo że "kwitnie" prawdziwie azjatyckim stylem, to i ma miejsca jakieś dziwnie znajome np.
"Rządząca partia konserwatywna, która od dawna była u władzy, zaczęła zachowywać się po dyktatorsku i oczekiwano, że obywatele zaczną się masowo burzyć, ale ostatecznie pojawiły się tylko małe, sporadyczne demonstracje, które kończyły się równie szybko jak się zaczynały. Wybory odbyły się mimo niepokojów i partia konserwatywna cieszyła się ponownym łatwym zwycięstwem"
i jeszcze à propos reklam:
"Mimo że próbował skupić się na reportażu, przerwały go reklamy. W przeciwieństwie do ponurych i przygnębiających wiadomości reklamy były chaotyczne i pełne humoru jak wczesne objawy depresji. Obrazy śmierci zastąpił obraz człowieka pozornie niemożliwie podekscytowanego, by wziąć duży łyk pienistego piwa."
Barbara J. Zitwer, powiedziała, że ta książka to "literacki Escher", a ja się z tym w zupełności zgadzam. Znam i uwielbiam grafiki Eschera i to określenie spokojnie do tej książki pasuje. Jeszcze jedno skojarzenie mi się nasunęło po jej przeczytaniu.
Jacek Kaczmarski wyśpiewał w "Obławie II"
"Słyszę wciąż i uszom nie wierzę
Lecz potwierdza co krok, wszystko mi
Zwierzem jesteś i żyjesz jak zwierzę
Lecz nie wilki, nie wilki już wy...."
Oj nie wilki już my....