Nie wierzę w to, że Pawełek napisał wcześniej jakąś książkę. Nie wierzę w to, że ,,Cena milczenia'' nie jest średnio udanym debiutem. Po prostu, po ludzku zwyczajnie nie wierzę w to, że można napisać siedem(!) książek i nie nauczyć się w międzyczasie niczego o konstruowaniu fabuły, prowadzeniu postaci i o tym, że powtórzenia są dla czytelnika irytujące.
Bo słowo daję, jeśli w najbliższym czasie przeczytam coś o wszechogarniającym lazurowym spojrzeniu, o lazurze w którym można utonąć, o lazurowych odmętach, o pięknych lazurowych oczach i o lazurowej wodzie; jeśli jeszcze raz ktoś w pobliżu mnie powie, że ,,prawo jest prawem'' i trzeba się prawa trzymać, bo jest - a jakże! - prawem, i że prawo miłuje ponad życie; i jeśli jeszcze raz ktoś mi powie, że konie c h r y p i ą, to szlag mnie trafi tako jasny, jak i ciemny.
Przy czym pragnę zaznaczyć, że poziom mojej irytacji jest wprost proporcjonalny do ilości powtórzeń, które pojawiały się w opowiadaniach Pawełka.
,,Cena milczenia'' jest bowiem książką, która składa się z siedmiu ułożonych chronologicznie opowiadań. I wygląda to tak, jakby Pawełek celował w napisanie czegoś pomiędzy Piekarą, a Sapkowskim, co zupełnie mu nie wyszło. Autor rozwleka niepotrzebne opisy (miast, wystroju pomieszczeń, targu itd.), stara się archaizować język, którym posługują się postacie i narrator ale nie przeszkadza mu to we wtrącaniu współczesnych sformułowań w stylu ,,cześć, Zenajda''. Zachowanie postaci jest nieracjonalne (przypływają do wioski znanej jako Izbica i stwierdzają, że została zalana przez wielką falę - zamiast popłynąć dalej wzdłuż wybrzeża stwierdzają, że na ląd mogą zejść tylko tam), niektóre opowiadania są zupełnie niepotrzebne i kompletnie nic nie wnoszą do fabuły (,,W odmętach lazuru'' i ,,Jeszcze przywitamy słońce''), postacie, które są dobrze zaznajomione z wojaczką i z jazdą konną nagle tracą wszelki rozsądek - jak Wernar, który widzi, że koń ostrożnie stąpa po ścieżce bo jest na niej dużo wystających korzeni i spina go ostrogami, żeby biegł szybciej (s.71), co jest najlepszym sposobem na to, żeby zwierzę okaleczyć albo jak Hakard, który idzie do kowala kupić miecz i bierze pierwszy, który kowal polecił (s.357).
W książce znajdziemy również takie kwiatki, jak - parafrazując - ślina drążąca podbródek, niczym kropla skałę (s.246), burczące, zwijające się, marudzące i oznajmiające światu swoje niezadowolenie jelita, h u c z ą c e pochodnie i takie kwiatki jak wodospad w b u d o w a n y w basen (s.142). Zrozumcie to dobrze - to nie basen został zbudowany nad wodospadem. To wodospad w b u d o w a n o w basen. A kowal w ciągu kilku stron zmienia się w miecznika.
Co więcej, mamy w tej książce komplet żenujących żartów prowadzącego (narratora, znaczy), a więc mamy radosne i uśmiechnięte kelnerki nadstawiające z radością swoje kształtne tyłeczki pod sążniste klapsy klientów, mamy żarty o służeniu pod - hehe - księżniczką, mamy przerysowaną reakcję Arla, który nie chce jechać z Wernarem na jednym koniu, bo jeszcze się Wernar do niego przysunie i - oj - no wiecie CO Wernara dotknie CZEGO Arla. Och jej. A pan zachwalający szparagi krzyczy, że kto nie je tego warzywa na tego baba nie siada. Rozumiecie? Nie siada na szparaga. Hue, hue. A, i do kompletu mamy narzekanie na zdziercze podatki i na to, że bez nich byłoby taniej. No i wszystko jasne.
Pawełek próbuje zarysować coś jakby walkę starego z nowym, magów z inżynierami, wiary z nauką, ale zupełnie mu to nie wychodzi. Wpada przy tym w tak żałośnie moralizatorski ton, że aż coś się w czytelniku skręca. Ale już wiecie, że ja lubię do wniosków dochodzić sama, a nie mieć je podane na tacy.
Na koniec jeszcze dodam, że w tej książce w zasadzie nie ma tego całego Kanionu na którego obecność tak liczyłam i którego istnienie zostało tak ładnie zarysowane w blurbie, a jeśli chodzi o wojnę i jakieś bitki, to też zbyt wielu ich nie uświadczycie.
Podsumowując: zdecydowanie nie polecam. Jak na ósmą książkę autora ,,Cena milczenia'' jest żenująco wręcz słaba i skoro prezentuje sobą taki poziom, to poważnie wątpię w to, żeby pozostałe powieści Pawełka były lepsze. No a samo wykonanie książki (odchodząca po pierwszym czytaniu na zgięciach okładki folia zabezpieczająca) też pozostawia wiele do życzenia.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl