Postęp technologiczny ma ułatwiać człowiekowi życie. Chociażby taka pralka – sprzęt niezbędny w każdym gospodarstwie domowym. Ja nie wyobrażam sobie tkwić nad miską i rozwieszać ociekających wodą ciuchów. Przyzwyczaiłam się do wygody. Kurt Vonnegut w swojej debiutanckiej powieści „Pianola” analizuje, do czego rozwój technologii może doprowadzić. Wspólnie zastanówmy się, czy brak obowiązków uczyni nas – ludzi – szczęśliwymi.
W świecie wykreowanym w powieści maszyny wiodą prym. Testy określają predyspozycje danej osoby, a potem automatycznie jest ona przydzielana do najbardziej adekwatnego dla niej zajęcia. Większość sfer życia została zautomatyzowana. Specjalne komputery dbają o jakość i szybkość pracy. Coraz mniej jest ludzi niezastąpionych, a maszyny wypierają ich z kolejnych zawodów. Po prostu są dokładniejsze i bardziej efektywne. Tych, którzy jeszcze mają pracę można zaliczyć do elitarnej kasty.
„Pianola” została napisana w latach 50-tych XX w. i pewnie niektóre rozwiązania technologiczne mogą wydawać się nam prymitywne, ale nie o nie chodzi w tej powieści, a o myśli, o wizje postępu serwowane przez autora. Jako jej morał zaznaczyłam sobie cytat: „Nie w wiedzy tkwi kłopot, ale w jej zastosowaniu.”[*] Naukowcy czy też wynalazcy budzą mój podziw. Jednak ciężko przewidzieć, jak zostaną wykorzystane ich odkrycia. Chociażby rozszczepienie atomu i energia jądrowa (pisarz wyraża się o niej w „Pianoli” dość lekceważąco), która okazała się alternatywą dla paliw kopalnych, ale też przerażającą bronią.
Debiut Kurta Vonneguta skupia się na rozwoju przemysłu i jego skutkach społecznych. Oczywiste jest, że właściciel fabryki chce wytworzyć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Zautomatyzowanie produkcji ma w tym pomóc. W programach typu „Jak to jest zrobione?” świetnie widać, jaka część procesu jest wykonywana przez maszyny, a jaka ręcznie. W „Pianoli” komputeryzacja zatacza gigantyczne kręgi. Maszyny wyparły ludzi ze znacznej większości zawodów W efekcie mamy niezadowolone, nie mające co ze sobą zrobić masy i mała grupkę elit drżących o to, aby ktoś nie wymyślił urządzenia wykonującego ich zajęcia.
Bardzo lubię pióro tego pisarza, ale nigdy nie próbowałam czytać jego dzieł chronologicznie. Przypominam, że opowiadam o jego debiucie. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy w „Pianoli” to, że jest w niej dużo mniej absurdu i cynizmu niż w starszych powieściach Kurta Vonneguta. Nie żeby była go pozbawiona, ale nie kuje tak bezczelnie w oczy. Dość słabo są tu też dopracowane postacie i warstwa fabularna. Możemy się spierać, że w książce chodzi o pewne tezy, a nie o opowieść, jednak warto zastanowić się, czy te twierdzenia można by przedstawić w mniej rozwlekłej formie. Fakt jest taki, że pomimo wad, uwielbiam czytać Vonneguta. Jego patrzenie na świat, sposób analizowania go i przerysowana forma prezentacji tych myśli zachwycają mnie i przerażają.
Pewnie wielu z was narzeka, kiedy ma iść do pracy. Dlatego, jeśli będziecie mieli okazję, zachęcam do przeczytania chociaż fragmentów „Pianoli”. Co prawda nie pomoże wam ona szukać drogi w samorozwoju, ale pozwoli spojrzeć inaczej na sam fakt bycia przydatnym.
[*] Kurt Vonnegut, „Pianola”, przeł. Wacław Niepokólczycki, wyd. Zysk i s-ka, Poznań 2021, s. 149.