Wyobraźcie sobie świat, w którym kobiety służą tylko do rodzenia dzieci, a gdy się do tego nie nadają lub nie mają komu ich rodzić, są tylko podrzędnym elementem zmuszanym do ciężkiej pracy fizycznej lub usuwanym z osady. No cóż... Może jednak nie jest to takie trudne do wyobrażenia, gdy weźmie się pod uwagę, że nadal są na świecie kraje, gdzie kobiety są własnością mężczyzn. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Dolnośląskiego oraz Klubu Recenzenta serwisu Nakanapie.pl, miałam okazję przeczytać książkę Kim Liggett "Rok próby" o kobietach, które nie mają żadnych praw.
Tierney James ma szesnaście lat. Każdego roku dziewczęta w tym wieku muszą opuścić rodzinne miasto i udać się do osady w lesie, gdzie podczas roku próby mają wyzbyć się całej magii. Czym jest rok próby nie wiadomo, gdyż mówienie o nim jest zabronione. Tierney wraz ze swym przyjacielem Michaelem od najmłodszych lat próbowali się czegoś na ten temat dowiedzieć, jednak jest to pilnie strzeżona tajemnica, o której nikt nie chce lub boi się rozmawiać. Pewne są tylko dwie rzeczy - próba trwa rok i nie wszystkie dziewczęta powrócą z niej w całości. Te, które nie będą miały szczęścia, padną ofiarą kłusowników, którzy zrobili z nich zwierzynę łowną. Czy Tierney uda się przetrwać rok w dziczy? Jaką magię w sobie okryje? I czy pozna prawdę o roku próby?
Przyznam, że choć temat mnie zainteresował, podchodziłam do tej książki z lekkimi obawami. Pomysł nie wydawał mi się na tyle porywający, aby odciągnąć mnie od innych zajęć, a ostatnio miałam mniej czasu na czytanie. Moje obawy były jednak bezpodstawne. "Rok próby" przeczytałam w dwa dni i śmiało mogę powiedzieć, że jest ona naprawdę dobra! Nie nudziłam się nawet przez chwilę. Bohaterowie są dobrze wykreowani. Główna bohaterka choć tak odmienna od innych dziewcząt i buntownicza, nie jest przerysowana. Mimo że ma swoje zdanie na wiele tematów i poglądów na życie, wie, że nie zawsze może sobie pozwolić na ich głośne wygłaszanie. Jest też jeszcze jeden bohater, którego mocno polubiłam, a o którym nie będę się rozpisywać, by nie zdradzać szczegółów. Wspomnę tylko, że nie każdy jest tym, na kogo wygląda.
Powieść pełna jest zaskakujących wydarzeń i zwrotów akcji. Były też elementy, które dało się przewidzieć, jednak zdecydowanie więcej było tych pierwszych. Dzięki temu nie można tutaj mówić o żadnej nudzie. "Rok próby" to przyjemna lektura (choć porusza tematy mocno nieprzyjemne), którą szybko się czyta. Styl autorki jest lekki i płynnie przeprowadza nas przez zawiłe losy Tierney i pozostałych dziewcząt. Znakomicie został też rozwiązany problem "jeszcze jeden rozdział i spać" - książka nie ma rozdziałów. Została podzielona na pięć, a nawet sześć części - krótki wstęp, "Jesień", "Zima", "Wiosna", "Lato" oraz "Powrót". Była to dla mnie pewna nowość, ponieważ jestem przyzwyczajona do rozdziałów, jednak nie miało to większego znaczenia dla odbioru książki. Natomiast jeżeli chodzi o zakończenie, to jest ono po prostu idealne, aczkolwiek nie zdradzę, czy jest ono dobre, czy złe. Jest do tego stopnia zaskakujące, że choć nie sprawdziła się żadna z moich wizji, jestem absolutnie oczarowana tym, co wymyśliła Kim Liggett i uważam, że każde inne zniszczyłoby klimat powieści. Moje zdanie jest takie, że lepiej zakończyć się tego nie dało.
"Rok próby" to niesamowita książka. Pełna pewnego rodzaju magii, którą odkryjecie, gdy przysiądziecie do lektury. Jest w niej walka o przetrwanie, o prawdę, lepszą przyszłość i miłość. Walka o swoje własne ja. Powieść pokazuje jak podejmowane decyzje mogą pływać na przyszłość Twoją i Twojej rodziny, jak pozornie nic nie znaczące gesty czy słowa mogą odmienić życie lub nawet je uratować. A będąc w dziczy, nie można ufać nikomu, nawet sobie.