"Wspomnienie jakiegoś obrazu jest jedynie żalem za pewną chwilą. I domy, drogi, aleje są ulotne niestety, jak lata"
Wspomnieć muszę na początku, iż omawianą pozycję "czytałam uszami", czyli że wysłuchałam audiobooka w bardzo dobrym wykonaniu Michała Breitenwalda i w równie wspaniałym tłumaczeniu, niezrównanego Tadeusza Boya - Żeleńskiego. Bałam się, że gdybym czytała metodą tradycyjną, mogłoby się okazać, iż nie potrafię sprostać wyzwaniu. Na obecną chwilę, mogę powiedzieć, że moje obawy okazały się cokolwiek na wyrost, gdyż " W stronę Swanna" okazało się być książką nieodbiegającą aż tak daleko od innych pozycji obyczajowych. Tutaj po prostu więcej jest opisów, strumieni myślowych, wałkowania i próby zrozumienia własnych uczuć i odczuć niż akcji, jednak cóż to za wałkowanie, cóż za język, cóż za poetyka...
Książka jest podzielona na trzy części:
Część I: Combray Część II: Miłość Swanna Część III: Imiona miejscowości: Imię
W części pierwszej poznajemy opisane z detalami Combray, miejscowość gdzie nasz bohater spędzał wakacje. Niektórzy piszą, że to najnudniejsza część. Ja tak nie uważam, ponieważ z niej właśnie drobiazgowo można się dowiedzieć, jak działało tak zwane "towarzystwo", na przykład, że kogoś przestano zapraszać na wycieczki, czy proszone obiadki, bo się, według towarzystwa, źle ożenił. Doskonale ukazany snobizm tak zwanych wyższych sfer ich obłuda i ordynarna "zabawa" drugim człowiekiem. Ale też sposób wychowania dzieci. Rzekłabym, że to był taki trochę "zimny chów", z chłopca musiał wyrosnąć mężczyzna, a nie jakiś przytulas mamusi.
W części drugiej, jak sam tytuł informuje, przyglądamy się tragicznej w swej wymowie miłości Swanna do Odety. Kochał ją bardziej niż wszystko na świecie, dla niej zdobył się na banicję z kręgów swojej wyższej sfery i zniżył się do poziomu jej i jej przyjaciół, zdegradował się sam w oczach swoich wysokiej klasy znajomych i naraził na ostracyzm, mocno ukrywany, jednak doskonale widoczny. Przyznaję, że szczerze żal mi go było i z chęcią przywołałabym do porządku tę kokotę, w której się tak bez pamięci zakochał.
W części trzeciej pojawia się Gilberta i jakby wszystko zaczyna się od początku...
Książka ta wywołała u mnie bardzo różne emocje, różne i najczęściej skrajne. Nawet nie przypuszczałam, że to aż tak dosadnie jest możliwe. Z jednej strony zachwycałam się rewelacyjnie zbudowanymi zdaniami. Jawiły mi się jak cudnie kolorowe zakwitające kwiaty, które w dodatku pięknie pachną. A oto próbka tych, które mi utkwiły najbardziej w pamięci:
"Prozaiczny wytwór poprawnej wyobraźni ogrodnika" "Po śniadaniu słońce, świadome, że to sobota, wałęsało się godzinę dłużej po sklepieniu nieba" "Kto się w psim kuprze zadurzy, temu pachnie piękniej róży" "Nie mógł wiedzieć, przynajmniej sam z siebie, że jest snob. Znamy jedynie namiętności drugich, a od nich nie możemy się dowiedzieć tego co wiemy o naszych" "Chce pan powiedzieć, że oni zaszli z sobą za daleko, że jej negliż nie ma dla niego sekretów?" "Nasza społeczna osobowość jest tworem cudzej myśli" "Inteligencja to światowa paplanina, to umiejętność chodzenia na dwóch łapkach"
Do doznań pozytywnych zaliczam również to, że zostały mi przypomniane pewne dawno zapomniane i zgubione z używania, słowa, które na zawsze zniknęły z języka potocznego i można natknąć się na nie jedynie w książkach, w których akcja osadzona jest w konkretnej epoce.
Czy wiecie, co znaczą na przykład takie słowa:
Deranżować się; snadnie; finta; riuszki; fumy; hawelok; umbrelka; feblik; profitka, herboryzować itd. itp.
Mając na uwadze, to co napisałam wcześniej, myślę sobie, że od czasu do czasu warto przeczytać, coś klasycznego, chociażby dla samego języka, jakże różnego innego, rozbudowanego, w przeciwieństwie do naszej mowy potocznej, obecnej, gdzie królują wszelkiej maści skróty, czasami zupełnie bezsensowne.
Język piękny, więc i o miłości mówi pięknie. Śmiem twierdzić, że niewielu pisarzy potrafi pisać o miłości tak pięknie jak właśnie Proust. Bywało, że przy słuchaniu tego audiobooka, wzdychałam z rozrzewnieniem.
Książka ta, również zmobilizowała mnie do tego, by w końcu sprawdzić, jak wygląda ta legendarna magdalenka, to ciasto, dzięki któremu wróciły wspomnienia z lat dziecięcych naszego bohatera, bo zupełnie nie miałam pojęcia. Swoją drogą, ona sama (magdalenka) w całej książce jest wspomniana tylko raz jedyny. Oto one, maczane w herbacie magdalenki :)
Poczytałam też trochę więcej o samym autorze i dowiedziałam się na przykład, że:
"W 1912 roku Proust rozpoczął bezskuteczne starania o wydanie całości tomu – wszyscy wydawcy, do których się zgłosił, odrzucili utwór. Zrobił to m.in. recenzent wydawnictwa Gallimard, André Gide – negatywnie zaopiniował rękopis nowego pisarza, ponieważ w jednym ze zdań znalazł błąd gramatyczny. Książka ukazała się wreszcie 14 listopada 1913 roku nakładem wydawnictwa Grasseta, jednak koszty wydania pokrył autor."
Reasumując, dochodzę do wniosku, że to, co mnie w tej pozycji zauroczyło, jednocześnie stało się motywem zniechęcającym, to tak jakby ktoś mi powiedział, że mogę do woli jeść swoją ulubioną czekoladę bez przerwy i bez żadnych konsekwencji. Na początku byłabym w euforii, pomysł bardzo by mi się podobał. Ale ileż można zjeść czekolady, zanim nie poczuje się nasycenia, a potem przesycenia, nawet jak jest to ulubiona czekolada?
Właśnie coś takiego mnie spotkało w związku z tą książką, wszystko jest piękne i cudne, ale z każdą kolejną kartką czułam coraz większe znużenie, a następnie znudzenie. Tak więc przychylam się do słów @jatymyoni, również "nie uwielbiam" i raczej uwielbiać nie będę, ale jednak coś mnie ciągnie do Prousta i jego pisania i stwierdzam, że w dawkach nieprzesadzonych jest on całkiem zjadliwy, a nawet ciekawy i interesujący.
Książkę przeczytałam dzięki uczestnictwu w wyzwaniu "pod batem" 😅 - dziękuję za uwagę !
„Czy mógłbym tę książkę nazwać powieścią? Zapewne jest to znacznie więcej i znacznie mniej niż powieść, po prostu czysta, bez jakiejkolwiek domieszki, esencja mojego życia, troskliwie zebrana w owych...
Po przeczytaniu pierwszego tomu natychmiast zakochałam się w Autorze i… odłożyłam lekturę następnych tomów „do emerytury” ;-). Coś musi być z tą czekoladą…
A nie chciałaś uwierzyć w romans. Ja ponieważ jestem na emeryturze to dawkuję jeden tom na rok. Zostały mi jeszcze trzy. Ja też podchodziłam do pierwszego tomu jak do jeża, Przecież ta książka stała się symbolem literatury której nie sposób przeczytać.
To prawda, wszędzie gdzie spojrzysz straszą Proustem. A jeśli chodzi o ten "romans", to powiem Ci, że trochę mi się skojarzył z Wokulskim i Lalką :). No i miejscami zaciskałam pięści i myślałam sobie, otrząśnij się chłopie, coś Ty taki kapeć. Przecież ona nim kręciła jak tylko chciała. Całkiem jak nasza rodzima Izabelka :)
Chyba jeszcze gorzej, gdyż w tym wypadku to była kobieta bardzo lekkich obyczajów. Mnie zainteresowało otoczenie Swanna, które zdawało sobie sprawę, kim jest ta pani. Jednak względy kulturowe i obyczajowe nie pozwalały powiedzieć mu prawdy.
Izabelka też nie była zbyt "ciężkich obyczajów", ale robiła to w wielkim ukryciu. :) No właśnie, te względy kulturowe i obyczajowe, to przecież była czysta hipokryzja, to przysłowiowe "owijanie w bawełnę", albo w ogóle lawirowanie wokół tematu, nie dotykając go. Przypomniało mi się teraz jak w zawoalowany sposób "dziękowano" Swannowi za wino.
Tak świat się kręci kto, gdzie może bywać i kto przychodzi do nas. W następnych tomach nasz bohater stara się wejść do "odpowiednich" domów i sam przeżywa romans.
„Czy mógłbym tę książkę nazwać powieścią? Zapewne jest to znacznie więcej i znacznie mniej niż powieść, po prostu czysta, bez jakiejkolwiek domieszki, esencja mojego życia, troskliwie zebrana w owych...
Nie wiem, czy są osoby, które nie kojarzą cyklu "W poszukiwaniu straconego czasu". Dla mnie jest on swoistą biblią. Gdy po raz pierwszy przeczytałam powieści Prousta byłam pod ogromnym wrażeniem. Ter...
W stronę Swanna to pierwszy tom quasi-autobiograficznego cyklu zatytułowanego W poszukiwaniu straconego czasu, napisanego przez francuskiego pisarza, Marcela Prousta. Streszczenie fabuły jest zadanie...
@nataliarecenzuje
Pozostałe recenzje @Siostra_Kopciuszka
Mój jest ten kawałek podłogi...
"Był człowiekiem pospolitego wyglądu, a mowę miał wyświechtaną od bezustannego używania" Pięknie, niespiesznie snuta opowieść o wojnie, okupacji i znowu wojnie (tym raz...
"Jako psycholog własne życie poświęcił rozwiązywaniu zagadek. Dlaczego się boimy? Dlaczego zachowujemy się tak, a nie inaczej? Co sprawia, że czujemy to, co czujemy? Ską...