Druga część z serii "Nie taki diabeł straszny" czyli "Diabeł na Hawajach" przybliża nam losy Drew, 26letniej wokalistki światowej sławy, będącej w związku z innym muzykiem. Drew ląduje z rodziną swojego chłopaka na Hawajach. Miał być to wspaniały rodzinny wypoczynek, Baileyowie mieli się do siebie zbliżyć, a już od pierwszych wspólnych chwil zapowiada się tragicznie. Partner głównej bohaterki trafia do więzienia za posiadanie, wyjdzie dopiero za parę dni za kaucją, a ona zmuszona jest spędzić czas samotnie z jego rodziną. Nie byłoby źle, matka jej chłopaka jest niesamowicie ciepłą i pogodną osobą, duszą towarzystwa, i chce dla swoich synów jak najlepiej. I właśnie tutaj zaczynają się schody: na wycieczce jest równiej jej drugie, starsze dziecko: Joshua Bailey, wraz ze swoją partnerką, panią idealną. A Josh przy pierwszym spotkaniu Drew ostrzegł matkę przed nią, by ta pilnowała swojej rodzinnej zastawy. Czy można wymarzyć sobie gorszy początek znajomości?
Mężczyzna od pierwszych chwil rzuca w stronę Drew niewybredne komentarze, ona nie pozostaje mu dłużna. Przybycie Joela się odwleka, Josh przez wspólnie spędzone chwile poznaje lepiej główną bohaterkę i okazuje się, że pod wykreowaną warstwą alkoholiczki i miłośniczki szalonego życia kryje się dotknięta przez życie kobieta, która wpadła w wir z którego nie może się wydostać. Złe decyzje, nieudane kontrakty, brak możliwości decydowania o wydawanej muzyce, a na koniec toksyczny związek z Sixem, to wszystko piętrzy się w niej. Nie wie jak się z tego wydostać. Mało kto zna jej prawdziwą stronę. A Matka kobiety zamiast ją wspierać, nieustannie obstaje za przybranym synem.
Po przeczytaniu "Diabła z Hollywood" wiedziałam, że to nie to samo co "Pokusa Erin" czy "Przebudzenie Olivii". Tamte dwie książki wzbudziły we mnie morze emocji, nie zawiodły mnie, powodowały, że nie mogłam oderwać się od nich, a w "Diable z Hollywood" brakło mi tego czegoś. Sięgając po "Diabła na Hawajach" skrycie liczyłam na to, że będzie to dobra książka. I nie zawiodłam się! Tego potrzebowałam, chciałam i to dostałam. Joshua to mój książkowy mąż: bohater inteligentny, mający dobre serce, cięty język, ale nie patrzący na kobietę tylko jako obiekt pożądania, ale dostrzegający coś więcej. Jej duszę, serce, slabosci. To, jak opiekuńczy był wobec Drew, szczególnie wtedy, gdy ona się tego nie domyślała. Jak krok po kroku otwierali się przed sobą, powierzali sobie swoje tajemnice, choć wiedzieli, że ich serca pękną, przecież ona była z jego bratem, a on miał wrócić do Somalii.
Końcówka to dla mnie bomba emocjonalna. Miałam iść spać, MUSIAŁAM! bo rano wstawałam do pracy, ale nie mogłam. Nie zdradzę nic, chcecie wiedzieć to czytajcie, ale jeśli dane wam było przeczytać "Przebudzenie Olivii" to "Diabeł na Hawajach" trzyma ten poziom, albo i jest level wyżej.
To było dobre. Naprawdę. Narracja, krótkie rozdziały, dobra kreacja bohaterów, chemia między nimi, stopniowo budowane pożądanie, dynamika, malownicze opisy wysp, to wszystko czyni z tej książki kandydata na mojego marcowego faworyta!