Mafijne romanse stały się niezwykle popularne w ostatnim czasie. Gdy będziesz szukać książki w tej tematyce, wyskoczy Ci mnóstwo tytułów. Moja półka w Legimi jest nimi zawalona, a i tak zrobiłam już wstępną selekcję. Lubię od czasu do czasu wskoczyć do tego świata, by zrobić sobie przerwę od magii, demonów i innych smoków. Tym razem padło na Brutalnego Księcia Sophie Lark.
Aida jest córką szefa mafii, Callum jest synem szefa mafii. Powiedzieć o tych dwoje, że się nie lubią, to jak nic nie powiedzieć. Obie rodziny walczą ze sobą od pokoleń. Kiedy pewnego dnia Aida wraz z braćmi zakrada się do domu Calluma, a następnie podpala bibliotekę, głowy rodzin decydują, że odwieczny konflikt należy zakończyć, a gwarantem umowy ma być małżeństwo Aidy i Calluma.
Pomysł na powieść nie jest innowacyjny. Aranżowane małżeństwo? Było. Ale! Uwielbiam ten wątek i naprawdę możesz mi podsyłać kolejne tytuły. Lubię czytać jak pomiędzy dwoma nieznoszącymi się osobami powoli rodzi się uczucie. Do tego różne wątki poboczne potrafią sprawić, że to, co pozornie wydaje się powielaniem schematu, staje się czymś nowym i zaskakującym.
Aida jest brutalna, złośliwa, bezwzględna, odważna... Tak, tak, same cechy, które mają uczynić z niej postać pozytywną. Do tego uwielbia jeść i figurą nie przypomina modelek. Jest zaokrąglona, co oczywiście dla Calluma jest wielkim plusem. No właśnie, nasz tytułowy książę jest brutalny głównie z nazwy. Są może dwie czy trzy sceny, gdy widać tę cechę u niego, ale przede wszystkim to opanowany polityk, który bardzo dużo kalkuluje. Spodziewałam się typa, który robi, co chce, a wszyscy mają pełne gacie, gdy tylko pojawia się w pobliżu. No chyba, że tytułowym brutalnym księciem jest Zając...
Historia do przeczytania, ale tylko raz i bez pełnego skupienia. Wtedy może nie zauważylibyśmy tych błędów i nieścisłości, którymi obdarowała nas autorka. Nawet wyjątkowo zaznaczyłam sobie fragmenty, które wprawiły mnie w zażenowanie mniejsze lub większe. Teraz będzie troszeczkę spoilerów, także jeżeli nie masz ochoty ich czytać - pomiń ten fragment.
SPOILER ALERT!
1. Nasza Aida podpaliła zasłony w bibliotece Calluma. Ogień z zasłon bardzo szybko przeszedł na dywan oraz sufit. Mężczyzna biegnie po gaśnice i bez trudu gasi ten wielki pożar gaśnicą pianową. Zajmuję mu to wszystko dosłownie chwilkę! Po ugaszeniu tego pożaru, jeszcze zdąży wybiec na schody i zobaczyć uciekającą Aidę. Nie wiem, jak wielki miał sprzęt, ale taka zwyczajna gaśnica pianowa 2l ma czas działania ok 6 sekund. Nie jesteśmy w stanie ugasić nią takiego pożaru.
2. Aida nosi gigantyczny gips, ponieważ ma złamane dwa palce. Nie przeszkadza jej to jednak rozczesać włosów, spiąć ich spinką, założyć kolczyków... Naprawdę nie umiem sobie wyobrazić, jak ktoś robi to wszystko jedną ręką, bo domyślam się, że skoro na drugiej jest gigantyczny gips, no to raczej jest ona mało przydatna.
3. Aida zostaje porwana. Udaje jej się jednak ściągnąć buta (tak, żeby porywacz nie zauważył) i podrzucić go pod swój samochód. But oczywiście zostaje odnaleziony i na jego podstawie Callum stwierdza, że jego żona została porwana, domyśla się przez kogo i wie, gdzie dokładnie ma jechać, aby ją uratować! Można powiedzieć, że ten but wyraża więcej niż tysiąc słów. A to tylko zwyczajny trampek.
4. W książce poruszone są dwa wątki - psychopatycznego byłego Aidy oraz polskiej mafii. I oba te wątki zostają w tej części rozwiązane (jeden z nich wprawdzie po macoszemu). Autorka miała pełne prawo zakończyć tę historię i więcej do niej nie wracać. Niestety, ostatnie zdanie w powieści wszystko psuje i rozpoczyna nowy wątek. Ja się pytam, po co? Jeżeli już miała w planach, że będą kolejne tomy, mogła rozwiązać tylko jeden wątek, drugi zostawić otwarty. Zamiast tego autorka uraczyła nas JEDNYM zdaniem o tym, że sprawa polskiej mafii została rozwiązana. JEDNYM ZDANIEM! Rozumiem, że Aidy i Calluma tam nie było, ale to zwyczajnie wystarczyło odpuścić temat i dać mu szansę, gdy nasi małżonkowie będą dostępni i będą mogli nam opowiedzieć, co tam się wydarzyło.
5. Myślał, że wcześniej narozrabiałam w jego domu? No cóż, teraz w nim mieszkam. Tak jak on będę wszystko widziała i słyszała. I wykorzystam to czego się dowiem, aby go zniszczyć. - Tak zapowiada w książce Aida. Wiesz, ile razy próbowała go zniszczyć, jak z nim zamieszkała? Eeee, ani razu?
KONIEC SPOILERÓW
Brutalny Książęnie jest książką, do której nie będę wracać. Czy chcę o niej zapomnieć? Nie, bo wtedy mogłabym przypadkiem przeczytać ją jeszcze raz.
A zupełnie poważnie: jest to powieść, którą czyta się dość przyjemnie, autorka nie zanudza i śmiało leci z akcją do przodu. Czasami nawet za bardzo i można mieć wrażenie, że niektóre rzeczy biorą się znikąd, a uczucia bohaterów zmieniają się jak za pstryknięciem palcami. Brakuje uzasadnienia, związku przyczynowo-skutkowego. Uczucie między Aidą i Callum zmienia się z minuty na minutę. Nienawidzą się, chcą uprzykrzać sobie życie, a tu bach - zaczynają współpracować. Nie ma powodu. Nie ma chociażby jednego zdania, w którym bohaterowie stwierdziliby, że jak będą współpracować to lepiej na tym wyjdą, nie ma zdania, w którym okazałoby się, że mają wspólny cel. Liczyłam na budzące się między nimi uczucie, powolne dochodzenie do wniosku, że jednak nie nienawidzą tej drugiej osoby, a tu nic. Nagle strzał i bądź czytelniku zadowolony. Nie jestem.
Jeżeli potraktujemy tę książkę jako luźniutki przerywnik między bardziej ambitną literaturą (czyli tak jak ja) to nawet się sprawdzi. Jeżeli jednak chcemy przeżywać losy bohaterów, zżyć się z nimi, emocjonować się ich wzlotami i upadkami, to musimy szukać innego tytułu.