Może sami jesteśmy w idealnym związku, albo tak się nam wydaje... ale pewnie wszyscy znamy kogoś o kim możemy powiedzieć, że ze swoją drugą połówką tworzy „doskonałą parę”.
Po czym to jednak stwierdzamy?
Może po tym, że ładnie razem wyglądają? Ubierają się w podobnym stylu i kolorystyce? Bo trzymają się za ręce na spacerze? Mówią sobie: „skarbie” dla zaakcentowania swojej miłości? Czy może dlatego, że widzimy jak postanawiają scementować swój związek biorąc ślub, a później żyjąc idealnie jak na doskonałą parę przystało budują dom, zarabiają wielkie pieniądze, jeżdżą drogimi samochodami no i co najważniejsze mają chociaż jedno dziecko. (Dla przypieczętowania, bo inaczej ktoś posądzi o bezpłodność no i nie będzie już doskonale.) Wydaje nam się, że skoro jest tak dobrze, to nie może być źle…
Najczęściej ta doskonała para, jest doskonała tylko z zewnątrz. Piękny obrazek dla obserwatorów, którzy jednocześni pełni podziwu i zdziwienia taką idyllą zastanawiają się dlaczego sami tak trudno mają osiągnąć we własnym związku perfekcję. Łatwo się patrzy na kogoś, bo od środka nikt nie wie o problemach, frustracjach, pretensjach, kłamstwach i sekretach. W ogóle o całej trudności (nie)doskonałej relacji, która pozornie wygląda tak wyjątkowo słodko.
„Tak naprawdę nigdy się nie dowiesz, co się znajduje w sercu lub głowie drugiej osoby”
Niech nikogo nie zmyli ten optymistyczny tytuł książki, bo „Doskonała para” to wyjątkowo nieoptymistyczny thriller z niesamowicie przewrotnymi akcjami. Matthew i Marissa Bishopowie pomimo tego, że wydają się taką doskonale majętną i szanującą się rodziną, której niczego nie brakuje… są zmuszeni skorzystać z usług bardzo intrygującej psychoterapeutki stosującej niekonwencjonalną metodę 10 sesji, by ratowała ich związek… brzmi tajemniczo, ale decydują się wziąć udział w takim eksperymencie, byleby tylko przezwyciężyć kryzys spowodowany przez jednorazowy wyskok Marissy.
Muszę przyznać, że Avery nie skradła od początku mojego zaufania i wydawało mi się, że coś knuje, ale później krok po kroku zaczęłam się do niej coraz bardziej przekonywać.
To niesamowite, jak autorzy tej książki wszystko świetnie dopracowali i skonstruowali, by nawet na chwilę nie wiało nudą. Wydarzenia nie zamykają się wyłącznie w obrębie tej konkretnej pary, ale wplatają się przewspaniale z innymi życiowymi wątkami równie ciekawych osób, które chcąc czy nie chcąc są świadkami tego co dzieje się w życiu „Doskonałej pary”
To wszystko co okazało się głównym problemem, miało znacznie głębsze podłoże i zapuszczone korzenie jeszcze w czasach przeszłości. Każda postać, nawet taka drugorzędna wnosi wiele zamieszania w życie małżeństwa i niepewności, zasiewając tym samym w czytelniku jeszcze większe emocje i wątpliwości kto tu jest dobrym, a kto złym i z jakimi intencjami, że głowa po prostu mała. Od asystentki po kochanka. Wszyscy mają swoje tajemnice, problemy i mroczne strony. Najlepsze jest to, że tak naprawdę to do końca każdy jest przedstawiany w taki sposób, że można go… polubić. Nikt nie wzbudza skrajnie złych uczuć od razu i pomimo, że przecież cały czas wisi coś ciężkiego i tragicznego w powietrzu.
Taka początkowa cisza przed burzą na samym końcu spowodowała tak ekstremalne tornado, że nie spodziewałam się naprawdę tak mocno wybuchowego zakończenia. Uchylę rąbka tajemnicy nie wchodząc w szczegóły i powiem tylko, że ktoś nie przeżył tej historii. Czy jednak ta śmierć była słuszna i całkowicie się należała akurat tej osobie to musicie odpowiedzieć sobie sami. Ja już to zrobiłam…
Zarwałam nockę, ale jestem w pełni usatysfakcjonowana i polecam książkę z czystym sercem. Naprawdę jedna z lepszych książek, jakie ostatnio czytałam. W dodatku, też pod kątem psychologicznym pokazuje jak łatwo można zostać zmanipulowanym przez kogoś, po kim się zupełnie tego nie spodziewamy…
Bierzcie i czytajcie, bo warto.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.