Sophie Lark zabiera czytelników w mroczny i niepokojący świat sztuki, gdzie rywalizacja toczy się nie tylko na wystawach i w galeriach, ale także w cieniu zbrodni. „Nie ma świętych” to książka, która nie boi się balansować na granicy gatunków, łącząc thriller psychologiczny, mroczny romans i brutalną, wręcz drapieżną grę między bohaterami.
Alastor Shaw i Cole Blackwell – dwóch wybitnych artystów, których twórczość wywołuje podziw i niepokój. Ich prace przyciągają tłumy, budzą emocje i zdobywają prestiżowe nagrody, ale prawdziwa rywalizacja rozgrywa się daleko poza światem sztuki. Alastor i Cole to nie tylko geniusze artystyczni – są również drapieżnikami, którzy nie mają złudzeń co do tego, kim naprawdę są. Zabójcami.
Ale tam, gdzie Cole jest chłodny, precyzyjny i wyrachowany, Alastor stanowi jego przeciwieństwo – jest impulsywny, brutalny, napędzany czystą, destrukcyjną pasją. Jeden kontroluje wszystko i wszystkich, drugi działa pod wpływem instynktu. Wiedzą o sobie wystarczająco dużo, by móc się wzajemnie zniszczyć, ale do tej pory nigdy nie wchodzili sobie w drogę.
Aż do momentu, gdy pojawia się Mara Eldritch.
Mara to bohaterka, która od pierwszych stron budzi podziw. Jej życie było walką od samego początku – najpierw śmierć ojca, potem przemoc ojczyma i matka, która nigdy jej nie chroniła. A kiedy dorosła, wciąż musiała walczyć – o przetrwanie, o swoją sztukę, o prawo do istnienia w świecie, który nie dawał jej nic za darmo. Biedna, niedoceniana, z talentem, który wciąż pozostawał w cieniu.
Dla Cole’a miała być kimś nieistotnym. Nie planował się nią zainteresować, nie miał zamiaru się angażować. Ale coś w niej go przyciągnęło. Myślał, że to moment, ulotna ciekawość. Mylił się.A Shaw to zauważył.
Mężczyzna, który czerpie przyjemność z zadawania bólu, postanawia wykorzystać Marę do własnej gry. Dla niego to idealna okazja, by wbić Cole’owi szpilę tam, gdzie najbardziej zaboli. Rozgrywka się rozpoczyna, a Mara staje się pionkiem w ich morderczym tańcu.
Sophie Lark mistrzowsko buduje napięcie, nie tylko między Cole’em a Shawem, ale także między Cole’em a Marą. To nie jest historia o zwykłym romansie. To historia o obsesji, destrukcji i przerażającej sile, jaką ma nad nami drugi człowiek.
Cole, który całe życie miał kontrolę nad wszystkim, nagle ją traci. Mara, która powinna być ofiarą, walczy. Odnajduje w sobie siłę, której nikt się po niej nie spodziewał. Odradza się jak feniks – z popiołów bólu i cierpienia, stając się kimś, kogo nie można zignorować.
„Nie ma świętych” to powieść, która wbija się w umysł i zostawia po sobie ślad. Brutalna, niepokojąca, pełna napięcia i mrocznej fascynacji. Nie jest to typowy dark romance – nie znajdziecie tu schematycznej historii „złego chłopca” i „dobrej dziewczyny”. To opowieść o seryjnych mordercach, o sztuce, o obsesji, która pochłania wszystko.
Czyta się ją jednym tchem, a po ostatniej stronie pozostaje tylko jedno pytanie: co dalej?
Nie mogę się doczekać drugiej części. Bo ta historia jeszcze się nie skończyła.