Idąc do biblioteki, zwykle mam przygotowaną swoją listę literackich pragnień, ale dodatkowo podpytuję bibliotekarki/bibliotekarzy o ich propozycje. Niektórzy doskonale znają moje upodobania, więc trafność ich podpowiedzi oscyluje na poziomie 90%. Aż sama jestem pozytywnie zaskoczona. Może powinnam tu przychodzić, by obstawiać totka? Ostatnio na moje zapytanie, co ciekawego w bibliotece piszczy, pani pogalopowała między regały i przytaszczyła mi stosik książek. Postawiła go obok tego, który wcześniej sama wybrałam i… masz tu czytelniku placek. Co wybrać? Skoro limity obowiązują. Wertowałam, medytowałam, oblizywałam się i… byłam bliska płaczu, bo tyle wspaniałości przede mną, a tylko niektóre mogę dostać. Żal. Zaczęłam więc przykrą weryfikację. To wezmę ze sobą teraz, a to innym razem i proszę mi to zapisać na przyszłość. Do listy na przyszłość miała się też dostać Magdalena Kostyszyn z tytułem „Też tak mam”. Tym razem zwyczajnie nie bardzo miałam ochotę na literaturę faktu. Ale tu rezolutnie wkroczyła pani bibliotekarka z kołem ratunkowym, podpowiadając, że pod nazwiskiem Kostyszyn kryje się facebookowa „Chujowa Pani Domu”. Wprawdzie parę razy trafiłam na jej wpisy, ale dokładniej się jej nie przyglądałam. Widząc twarz bibliotekarki, stwierdziłam, że spróbuję. Podsumowując, zdecydowałam się przeczytać, ale się nie cieszyłam (to ma być parafraza jednego z polityków, lecz nie wiem, czy odpowiednio wyraźnie wybrzmiała). Wyboru dokonałam raczej ze względu na… bibliotekarkę. Gnając z nowym pakietem do domu, już w głowie układałam sobie zestawienie, po co sięgnę w pierwszej kolejności. Kostyszyn faworytką nie była. Trafiła na listę oczekujących.
Tyle tytułem przydługiego wstępu, ale potem, gdy już zanurzyłam się w „Też tak mam”, popołudnie minęło, nie wiem kiedy i – ku mojemu zaskoczeniu – było po lekturze. O czym pisze Kostyszyn? Autorka podzieliła książkę na trzy rozdziały, tytułując je „macierzyństwo”, „praca”, „kobiecość”. Teraz już chyba możecie się domyślić, jaką tematykę znajdziecie w środku. Kostyszyn zamieściła obszerne fragmenty rozmów z kobietami, które dzielą się swoimi przeżyciami po urodzeniu dziecka, opowiadają o pierwszych dniach spędzonych w domu z maleństwem. Opisują sytuacje związane z pracą, wyzwaniami, jakie na nie czekały i o szeroko rozumianej kobiecości. Ostatni rozdział, który o niej traktuje, jest chyba najbardziej zróżnicowany. Nic dziwnego, kobiecość przecież twarzy ma wiele. Ale książka nie jest laurką. Nie ma tu zachwytów nad pulchnym bobasem, nie ma radości na widok pierwszych ząbków, nie ma szczęścia przy rodzinnych obiadkach. Co więc jest? Pewnie każda z nas spotkała się z komentarzami typu „A ty jeszcze nie masz męża?” A jak już ma męża, to „A ty jeszcze nie masz dzieciaczka? Już pora, bo zegar biologiczny tyka.” I dalej „Jak można nie chcieć mieć dzieci?”, „Po co ci praca, skoro masz męża?” I tym podobne uniwersalne prawdy na życie. Na życie kobiety oczywiście. Bo mężczyznom zwykle nikt takich pytań nie zadaje ani nie obdziela tego typu radami. Swoją drogą czy to jeszcze dobroduszna podpowiedź czy może już przemoc werbalna?
Czytając Kostyszyn, dochodzimy do wniosku, że z kobiecością jak z księżycem. Do tej pory dostrzegaliśmy tylko jedną jej stronę. Przez wieki wtłaczano nam do głowy, że kobieta ma być przede wszystkim żoną i matką. Potem łaskawie dołożono do tego, że może być szczęśliwą żoną i matką, o ile sobie na to zasłuży i o ile to szczęście odpowiada cudzej definicji. Ale jest jeszcze inna twarz kobiecości, która zawsze była, ale być może nie miała odwagi czy siły się ujawnić, by nie zostać odsądzonym od czci i wiary. Twarz, która nie pragnie dzieci, nie pragnie męża, a zwyczajnie pragnie żyć po swojemu i iść własną drogą. Ten rodzaj wrażliwości zwyczajnie nie mieści się niektórym w głowach.
Na dodatek z „Też tak mam” dowiadujemy się, że kobiet, które chcą wyrwać się ze zniewalających stereotypów, przybywa. Co więcej, kobiety te mają czelność mówić o tym głośno i rozsiewać ziarno wywrotowej niesubordynacji. Kostyszyn pokazuje również konsekwencje społeczne wyborów oraz cenę, jaką przychodzi płacić za życie na pokaz, na niby, dla innych, gdy traci się siebie i wpada w szpony zobojętnienia. Kobiety otwierając się przed autorką, opowiadają, jak szamotały się z samą sobą, z rodziną, z mężem/partnerem, który okazywał się tyranem psychicznym, ekonomicznym czy wizerunkowym. Kobiety mówią: nie jesteś sama, jest nas coraz więcej, takich, które zmagają się z depresją, z szykanowaniem, zastraszaniem przez własne rodziny, które (z czystej miłości przecież bo z czegóż by innego) wpędzają kobiety w stany odrętwienia, apatii, złości czy furii. Załamania, stany lękowe, chęć odebrania sobie życia to tylko niektóre fakty, które odsłania autorka.
Kostyszyn obnaża też mity ekonomiczne, np. czy kobieta prowadząca dom ma prawo do wynagrodzenia? Czy sprzątanie, gotowanie, prasowanie to kobiece hobby, zajęcie czy praca? Nie, nie ma tu odpowiedzi wprost, ale jest doskonały punkt zaczepienia do… do czego? Dyskusji? Nie, nie naukowej, bo ta dawno się toczy, są przecież badania, tomy analiz. Czas na zastosowanie wniosków w praktyce.
Myślę, że Kostyszyn ma dużą szansę dotrzeć do wielu kobiet i dodać im skrzydeł, zwłaszcza do tych, które ją śledzą w „internetach”. Bohaterkami „Też tak mam” w dużej większości są kobiety wykształcone, więc wydawałoby się, że takie osoby trudniej styranizować i uwięzić w mentalnej klatce. Okazuje się jednak, że to nie o inteligencję czy wiedzę chodzi, ponieważ traktowania jak „wyrób kobietopodobny” może doświadczyć – jako dziecko, nastolatka czy dorosła – każda z nas. Kostyszyn przytaczając historie żon i matek, pokazuje, jak bardzo potrzebna jest zmiana podejścia społeczeństwa do roli kobiet i przede wszystkim zmiana świadomości ich samych. Uwidacznia, że nie ma jednego słusznego wzorca kobiecości. Każda z nas ma swój i ma prawo wg tego wzorca żyć i kochać, bez narażania się na wytykanie palcami i stygmatyzowanie.
Siłą „Też tak mam” Magdaleny Kostyszyn są bez wątpienia opowiedziane historie – współczesne, prawdziwe i szczere do bólu. Może na spacerze niejedną z nich minęliśmy, nawet nie zdając sobie sprawy, w jak silnych kleszczach tkwi jej bohaterka. Jak wspominałam, w „Też tak mam” wypowiadają się kobiety. To one wyciągają na światło dzienne swoje emocje, przeżycia i pragnienia. To one zwierzają się, jak desperacko wołały o pomoc. Natomiast sama Kostyszyn od siebie dodaje tylko suche fakty. Rzadko trafi się jej ocena, trudno również znaleźć, by przymiotnikami opisywała rzeczywistość. Ona ją pisze faktami. Prawdę powiedziawszy stylistycznie kojarzyła mi się z „27 śmierciami Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko. Tam również mówiły fakty. Bez zbędnego komentarza. Fakt. Cięcie. Następna odsłona. Bez emocji w narracji, ale z bombą emocji w sercu czytelnika.