Przeciętny czytelnik od recenzenta różni się tym że czytelnik ma wybór. Nim zdecyduje się na lekturę, ma kilka chwil w księgarni czy bibliotece gdzie może przeglądnąć publikację, przeczytać kilka linijek, otworzyć na dowolnej, często losowo wybranej, stronie i spróbować sprawdzić raz jeszcze czy wydawnictwo mu odpowiada. Dopiero po tej wstępnej selekcji decyduje czy chce się z książką zaprzyjaźnić czy nie. Z recenzentem jest inaczej. Czasami na wybór pozycji ma wpływ spory a czasami nie. Ja ostatnio recenzowania podjąłem się na podstawie nazwiska autora. I jak się okazuje był to błąd. Na moje biurko trafił „Etnolog w mieście grzechu. Powieść kryminalna jako świadectwo antropologiczne”. Książka która mnie zmęczyła.
Do tej pory Mariusz Czubaj kojarzył mi się głównie jako partner Marka Krajewskiego w takich przedsięwzięciach jak ”Aleja samobójców” czy „Róże cmentarne”. Do tego kilka innych świetnych kryminałów publikowanych już jako prace samodzielne. Wystarczy wspomnieć „21:37”, gdzie czytelnik spotyka po raz pierwszy Rudolf Heinz, specjalistę do spraw profilowania psychologicznego. Wszystkie wskazane wyżej pozycje to klasyczne czytadła czyli pozycje stworzone tylko w jednym celu. Wprowadzić czytelnika w stan ekscytacji. A mówiąc prościej, sprawić by czas lektury był dla czytelnika maksymalnie przyjemny.
„Etnolog..” należy do kompletnie innej grupy. Jest to publikacja czysto naukowa. Ofiarowuje czytelnikowi niezwykle obszerny zasób wiedzy. Niestety wiedzy większości z nas nie potrzebnej. Powiem nawet, że szkodliwej. Łatwiej to wytłumaczę używając analogi. Gdy siadamy a z głośników sączy się ulubiona piosenka odczuwamy przyjemność. Ale gdy koło głośnika stanie złośliwy fizyk z walizką pełna aparatury i zacznie nam opowiadać, że zamiast solówki słyszymy dźwięk o częstotliwości 34Hz i ciśnieniu akustycznym 2,57 megapaskala. Zmienny w czasie i o przebiegu logarytmicznym. Oczywiście fizyk ma rację, tylko uczucia a może nawet emocje zamienił na dane. Zimne i bezwzględne.
W swojej publikacji Mariusz Czubaj staje się właśnie takim fizykiem i rozkłada nam narzędzia używane przez autorów powieści kryminalnej na części. Zachowuje się trochę jak złośliwy tatuś na przyjęciu urodzinowym syna. Głowna atrakcja, iluzjonista. Dzieci siedzą z otwartymi ustami moneta znika w powietrzu a tata krzyczy. Patrzcie schował ja w rękawie.
Tyle uwag krytycznych. Obraz publikacji nie był by pełny gdyby na tym skończyć. Niewątpliwie pod względem merytorycznym publikacja jest niezwykle obszerna. Tysiące przeanalizowanych powieści. Setki autorów. Niezwykłą wiedza autora. Z pewnością rzecz nie do przecenienia dla antropologów, literaturoznawców, etnologów i badaczy. Jednak zupełnie nieprzydatna dla przeciętnego czytelnika.
Z całą pewnością jest to wydawnictwo wartościowe, choć z całą pewnością nie jest to wydawnictwo popularne. Gdybym miał wybór na pewno nie wybrał bym tej pozycji z własnej woli. Po prostu nie jestem czytelnikiem do którego ta publikacja była adresowana. Przebrniecie przez nią zajęło mi kilka tygodni. Jednorazowa sesja czytelnicza z rzadka przekraczała 10 minut byś zrozumieli dlaczego załączę fragment tekstu:
„Miłość do trupów jest typowo katolicka. Katolik jest nekrofilem, nekrolubem, woli nieboszczyków od żywych. Ta miłość wyrasta z teologii i ma dogmatyczne podstaw) chodzi nie tylko o zmartwychwstanie ciał, ale również o coś w rodzaju religii śmierci, która tłumaczy wiele ważnych aspektów cywilizacji chrześcijańskiej: umiłowanie śmierci, miłość do zmarłych, fascynację śmiercią, fascynację tym, co upiorne, a od czego człowiek, moim zdaniem powinien trzymać się jak najdalej. Chrześcijaninowi nie jest wcale pilno pozbyć się zwłok. Najchętniej żyłby z nimi pod jednym dachem, cóż jednak począć, niepięknie pachną... Na szczęście! Trzeba więc pozbyć się trupa. Piękno śmierci... Cóż za osobliwa idea! Śmierć nie jest piękna, jest okropna, szpetna, sprzeczna z naturą.
Jakkolwiek w słowach Jankelevitcha sporo jest przesady przemiany praktyk funeralnych (także w krajach z silnym oddziaływaniem katolicyzmu) zmierzają przecież w stronę aseptyczności i dystansowania się od zwłok, a w planie symbolicznym dostrzec można rosnącą popularność kryminału i horroru (który bez śmierci też obejść się nie może) tak wśród buddystów, prawosławnych i ateistów - dotykają ważnej dla literatury kryminalnej kwestii. Nawet jeśli przyjąć, że śmierć nie jest okropna i szpetna, to jej nieuchronne aspekty - chociażby obecność zwłok, z którymi trzeba coś zrobić — do sfery tej należą. Nawet jeśli śmierć nie jest skandalem, to — przywołajmy Louisa Vincenta Thomasa, założy¬ciela Francuskiego Towarzystwa Tanatologicznego jest - nim trup.”
Reasumując. Potrzebujecie fachowej wiedzy, warto po publikację sięgnąć, w innych przypadkach odradzam.