"Obcy - 8. pasażer Nostromo" to jeden z niewielu filmów, które wywołały we mnie uczucie strachu. Fakt, że byłam wtedy dzieckiem... Jednak, kiedy po wielu latach włączam go znowu, to nadal dostrzegam momenty, w których potrafi on jeszcze coś we mnie poruszyć.
"Obcy" jest dość nietypowy. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się nam, że to zwykłe science fiction z pozaziemską, niezwykle agresywną formą życia, jakimś tam statkiem i kosmosem w tle. Kiedy jednak przyjrzymy się temu, co zaczyna budzić niepokój w oglądającym, to zauważymy, że dzieje się to, od samego początku, kiedy nie wiem dokąd Nostromo zmierza, ani co się wydarzy.
Człowiek, kiedy śpi jest całkowicie bezbronny, nie może o sobie decydować, staje się marionetką. Sen kojarzy się nam z czymś przyjemnym, odpoczynkiem, relaksem. Tak też, mimo że poddana hibernacji, załoga statku podróżowała w nieznane. Matka - jak nazywają statek, wybudziła ich z przymusowego snu i postawiła przed misją, na którą nie byli przygotowani. Odnaleźli inny obiekt latający, na który weszli... Na którym coś jednego z nich zaatakowało. Potem nastąpił łańcuch nieprzemyślanych i niezgodnych z procedurami decyzji, ale mający swoje umocowanie w ludzkiej chęci niesienia pomocy, który nie skończył się dla załogi zbyt dobrze.
Film widziałam kilkakrotnie, w różnych odstępach czasu. Podczas czytania nie byłam odkrywcą tej historii, bo ją doskonale znałam. Czułam się jakbym znowu patrzyła w telewizor, a Ripley to Sigourney Weaver, nikt inny.
Język jest prosty i łatwy do zrozumienia. Kiedy załoga ze sobą rozmawia na tematy dotyczące lotu, czy obsługi Nostromo, raczej nie dopadnie nas konsternacja. Jednak nie wiem, czy gdybym nie znała przebiegu zdarzeń z obrazu filmowego, to byłabym w stanie, aż tak wszystko dokładnie widzieć, z uwagi na niezbyt drobiazgowe opisy. Ale nie uważam tego za jakiś większy problem, czy też minus.
Podobało mi się stopniowanie napięcia, które jak najbardziej odnotowałam w tej książce. Wywoływanie kontroli ruchu i "Mayday" spowodowało u mnie to miłe trochę łaskoczące uczucie.
To dobra książka, choć nie porwała mnie i nie wystraszyła tak jak film.
Spowodowała za to, że miałam ochotę pomyśleć i przeanalizować całą fabułę. Rozłożyć ją na fragmenty i sprawdzić, co powoduje ten fenomen - to, że w tak wielu ludziach budził on jednocześnie strach i ciekawość.
Trochę pomogło mi w tym Posłowie - "Studium w terrorze", które napisał Piotr Gociek. Dowiemy z niego, między innymi, jak doszło do powstania scenariusza, realizacji i co miały z tym wspólnego "Gwiezdne Wojny".
Posłowie sprawia, że możemy dostrzec, jak świetnie jest to skonstruowana historia. Tutaj nie straszy się czytelnika i widza morzem efektów specjalnych, ale głównie poczuciem osamotnienia. Ogromem kosmosu, w którym nikt ci nie pomoże... Sam statek to przecież jeden wielki labirynt, na którego korytarzach może czekać śmierć.
Sam sposób narodzin kolejnych obcych jest porównywalny do ludzkiego porodu - jak pisze autor "Studium w terrorze". Mi kojarzył się z kiełkowaniem zła w człowieku, kiedy zostaje się nim zarażonym i w sprzyjających warunkach - ono się rozwija, aż przejmuje nad człowiekiem kontrolę.
Sam skład załogi też nie jest tak oczywisty - jak w podobnych historiach. Nie ma tutaj wielce wykształconych specjalistów od zbierania próbek, a protagonistą jest kobieta - strażniczka procedur. Choć obcy jest przerażającym drapieżnikiem, z kwasem zamiast krwi, zdolnym przetrwać wszystko, to czy tylko jego się boimy? A nie tego, że nie wiemy co się wydarzy? Przeraża tez fakt, że los członków załogi był w jakimś stopniu przesądzony, jednak żeby wiedzieć dlaczego, to trzeba tę historię samemu poznać.