Pod wieloma względami jest to bardzo, bardzo bezpośrednia kontynuacja poprzedniej części cyklu. I nie mam tu na myśli tylko tego, że akcja tej książki zaczyna się jakoś tak dosłownie sekundę po zakończeniu tamtej powieści. Bardziej chodzi mi o sposób pisania. Tak jak tam, tak i tu liczba zwrotów i zawieszeń akcji wręcz poraża. Tak jak tam, tak i tu liczba momentów, gdy mamy jakiś kontrapunkt, jakieś spiętrzenie intrygi może wręcz męczyć. I czasem zaczyna męczyć, czasem ma się wrażenie, że jest tego trochę za dużo. Zazwyczaj szukamy takich mocnych wrażeń w powieściach z gatunku literatury popularnej, ale tu jest tego na serio tyle, że wychodzi uszami (w moim wypadku takim momentem była scena, w której Ivan po raz któryś zaczyna manipulować premierem). Przekroczenie granicy?
Ciekawa jest sprawa metrum tej powieści. Dobre czterdzieści procent tekstu to jeden dzień, po czym akcja znacząco zwalnia. W większości wypadków uznałbym to za elementarny błąd warsztatowy. Tu nie. Tu tak po prostu ma być i nie ma co do tego wątpliwości. Znać pisarską biegłość Mroza :) Choć, jedna uwaga w tym miejscu, z przenoszeniem uwagi z postaci na postać było w tej książce coś nie tak. I nie mam na myśli tylko tego, jak nagle pani chorąży zostaje główną bohaterką (nadanie jej imienia tuż przedtem było w tym kontekście słodkie :)), ale bardziej np. to, że Profesor w pewnej chwili gdzieś sobie po prostu znika.
Autor w posłowiu do poprzedniego tomu zapowiadał był, że przed napisaniem tego spędzi trochę czasu z komentarzami do Konstytucji i innych aktów prawnych tworzących nasz ustrój. Widać, że spełnił obietnicę - i że to także przydało mu się do wzmiankowanego megaspiętrzenia zwrotów akcji.
Natomiast mam jedno zastrzeżenie warsztatowe. Atmosfera wielkiego wszechogarniającego spisku, którego nikt nie rozumie i który wszystko ogarnia, budowana jest tu praktycznie od pierwszej strony. I niby wszystko jest okej, niby można się bardzo dobrze wczuć, ale jakoś nie pasowało mi to do trzeciego tomu cyklu, w dodatku cyklu, którego poszczególne części są mocno połączone. Gdyby to był pierwszy tom albo pojedyncza powieść - byłoby super. Ale w trzecim tomie tak nagle się coś takiego pojawia... Coś mi tu nie zagrało.
No i to zakończenie. Naprawdę nie najlepsze. I mało wiarygodne (wiarygodność postaci to zresztą w ogóle słaba strona tych trzech książek) i, co gorsza, hmmm, jakby to ująć... Miałem silne wrażenie, że Mróz robi co może by to nie był sielankowy happy end, staje na uszach, by czytelnik nie odnosił takiego wrażenia - i że jakoś tam słabo mu to wychodzi.
Aha, jeszcze jedno. Zazwyczaj nie daję tego typu komentarzy, ale tym razem nie mogę się powstrzymać: Milena była w tej powieści tak wkurzająca, że już chyba bardziej nie mogła.