Dziewczyny, które zabiły Chloe recenzja

 Debiutancka powieść Alex Marwood jest również pierwszą z jej dorobku, którą miałam okazję przeczytać. Już sam tytuł powieści jest gigantycznym spojlerem, dzięki któremu od samego początku wiemy, co przydarzyło się głównym bohaterkom i jaki czyn popełniły, samemu będąc jeszcze dziećmi. Jednak nie jesteśmy w pełni świadomi, jak do tego doszło i jakie konsekwencje miało to dla późniejszego życia Jade Walker i Anabel Oldacre, używających obecnie nowych nazwisk i obowiązanych prawem zwolnienia warunkowego do zaniechania utrzymywania ze sobą jakichkolwiek kontaktów. Stopniowo odkrywamy sekrety kobiet i małego nadmorskiego kurortu, w którym szaleje seryjny morderca.
 
 Początek powieści mnie nieco rozczarował, styl nazwałabym mocno angielskim, za którym nie przepadam. Dopiero od momentu, gdy losy bohaterek przypadkowo splotły się, zrobiło się dużo ciekawiej i do końca akcja trzymała już równy, przyzwoity poziom. Nieco za mało, moim zdaniem, autorka poświęciła na analizę psychiki postaci. Z drugiej strony odpowiednio nakreśliła kierunki ich myślenia i postępowania. To powieść z otwartym zakończeniem, taka, nad którą po przeczytaniu można jeszcze długo się zastanawiać. 
 
 Czy ludzie są genetycznie predysponowani do czynienia dobra albo zła? Czy jest możliwa pełna resocjalizacja? Czy może skłonności do morderstwa pozostają uśpione i czekają na dogodny moment, by się ujawnić, a kto raz zabił, zrobi to ponownie? Jak działa psychika seryjnego mordercy albo stalkera? Jak go rozpoznać? Autorka próbuje na te wszystkie pytania odpowiedzieć, wplatając wątki w fabułę, będącą opowieścią o losach dziewczyn, które przyczyniły się do śmierci małej Chloe, co napiętnowało całe ich dalsze życie. Całkiem przyzwoita pozycja, chociaż nie jest to książka, do której chciałoby się kiedyś wrócić.