Ingar Johnsrud jest norweskim dziennikarzem, który debiutancką powieścią "Naśladowcy" wdarł się szumnie do świata skandynawskiego kryminału. Książka jest początkiem ekscytującej trylogii, dzięki której autor uzyskał rozgłos, ponieważ serwuje swoim czytelnikom ostrą prozę i dynamikę. Mam ambiwalentny stosunek do skandynawskiej literatury, bywam nieufna, bo często tworzone przez mistrzów gatunku kryminalne śledztwa, działają na mnie, jak najlepsza tabletka nasenna. Jednak są i tacy pisarze, jak np. Nesbø, których książki mam pragnienie czytać nieustannie. Do nich na pewno zaliczać się będzie Ingar Johnsrud, gdyż jego powieść zrobiła na mnie duże wrażenie, choć - o dziwo - nie od razu się na to zanosiło.
Fredrik Beier to nieustępliwy i skonfliktowany z przełożonymi komisarz norweskiej policji, którego słabością są napady lęku i brak towarzyskiej ogłady. Niemniej jednak, wraz ze swoim partnerem nerwowym zrzędą Andresem, przysłużyli się wydziałowi. Obecnie zajmują się sprawą zniknięcia córki i wnuczka wiceprzewodniczącej Chrześcijańskiej Partii Ludowej Kari Lise Wetre. Zapowiada się kolejna nudna robota, zwłaszcza że córka pani polityk należy do wspólnoty wyznaniowej Światło Boga. I brak z nią kontaktu wynika raczej z jej decyzji, a nie przestępstwa, jak zakłada Wetre. Sytuacja gwałtownie się zmienia, gdy w Słonecznym Pokoju, zamieszkiwanym przez wspólnotę, dochodzi do masakry, a część członków zapada się pod ziemię. Podejrzenie pada na organizację islamistów. Do współpracy zgryźliwym tetrykom przydzielona zostaje młoda agentka - muzułmanka Kafa Iqbal, charakteryzującą się bystrym umysłem i ciętym językiem. Z pozoru prosta sprawa zaczyna się mocno komplikować, gdy policja trafia na tajemnicze laboratorium, zagadkowe zgodny i niespodziewane tropy.
Muszę przyznać, że początek historii zniechęcał mnie i nie zapowiadał udanej lektury. Mój zapał osłabiony był przez licznych bohaterów, przesyt motywów i krótkie, niepozwalające się skupić rozdziały. Jednak z czasem złożoność intrygi i sympatia do bohaterów, szczególnie do Kafy i Fredrika, którzy pasują do siebie jak pięść do nosa, bardzo mnie zaabsorbowała. Spodobał mi się tok i pomysłowość fabuły: fałszywe ślady, przecieki, nieetyczne działania, absurdalne oskarżenia oraz zagadkowość podsycana wydarzeniami z przeszłości, dotyczącymi działalności Wiedeńskiego Bractwa, zajmującego się określaniem różnic w rasach ludzi. Poza tym przypadł mi do gustu styl Johnsruda. Autor posługuje się mocnym i wyrazistym językiem. Nie unika drastycznych opisów i dosadnych porównań. Nie przesadza też z analizą bohaterów. Wydaje mi się to typowe dla tego gatunku. Stąd też pobieżne, ale przekonujące, przedstawienie postaci mnie nie zdziwiło. Za to byłam zaskoczona tak rzadką dla kryminału skandynawskiego dynamiką i przebojowością. Szybkie tempo i nagłe zwroty akcji to domena "Naśladowców". Dlatego jeśli interesują Was ekscytujące, dobrze i odważnie napisane historie o poruszających zbrodniach, to debiutancka powieść Johnsruda będzie idealnym wyborem.