Zgodnie z definicją Sandersona cytonika to biologiczny sposób porozumiewania się i podróżowania. Skoki w nadprzestrzeni zastępują cytonikom gwiazdoloty czy inne rakiety, a telepatia zastępuje łączność radiową. Cytoniczka albo cytonik dysponuje pewnymi zdolnościami telepatycznymi, potrafi przechwytywać myśli innych, nawet jeśli nie do niego były one kierowane, potrafi też skakać w nadprzestrzeni, czyli w ułamku sekundy przenosić się z jednego miejsca na inne, i to w wymiarze kosmicznym. Cytoników w opisywanych w powieści czasach i miejscach jest więcej, ale nie wszyscy dysponują identycznymi zdolnościami.
Główną bohaterką tej powieści przygodowej s-f jest Spensa Nightshade, pilotka myśliwca Sił Powietrznych Śmiałych, pochodząca z enklawy ludzi na Detritusie. Spensa Nightshade jest cytoniczką, w jej przypadku jest to rodzaj mutacji, pozwalający się jej zmierzyć z wnikaczami, najgroźniejszą bronią Zwierzchnictwa, stanowiącymi też samodzielne zagrożenie. Ale uwaga – zmierzyć, porozumieć czy podsłuchać, wcale nie zawsze znaczy zwyciężyć.
Spensa ucieka przed Zwierzchnictwem, ale przede wszystkim przed wnikaczmi, starożytną tajemniczą i niezrozumiałą rasą. W podróży towarzyszy jest Chet Starfinder (kiedyś komandor Spears, pilot M-Bota, który rozbił się na Detritusie) oraz M-Bot – sztuczna inteligencja coraz bardziej i niepokojąco upodabniająca się do człowieka w sensie emocjonalnym; w „Cytoniczce” odgrywa często rolę humorystyczną; ma hysia na punkcie grzybów.
Ze Zwierzchnictwem sprawa jest prosta – dyktatura, jak dyktatura. Naprawdę niebezpieczną rasą są tajemnicze wnikacze, stwory czy istoty, dla których czas i miejsce są jednością, a mimo to, a może właśnie dlatego, nie potrafią zobaczyć przyszłości. Istnieją w każdym czasie jednocześnie, więc nie są w stanie odróżnić przyszłości od przeszłości – co wydaje się nawet logiczne. Wnikacze dysponują ogromnym potencjałem, są w stanie w moment niszczyć całe planety. Piloci myśliwców nie są w stanie się z nimi mierzyć.
Spensa Nightshade szuka odpowiedzi, sposobu, rozwiązania, wiedzy, zrozumienia; stara się odkrywać dawne tajemnice, by wygrać trwającą wojnę… o wszystko.
Powieści fantastyczne można dzielić i grupować na mnóstwo sposobów, ale ja – dla swoich potrzeb – mam jeszcze jeden: albo coś jest wyobrażalne, albo nijak nie. „Diuna” Herberta jest do wyobrażenia sobie, „Fundacja” Asimowa też. I „Opowieści o pilocie Pirxie” też, jak najbardziej. „Cytoniczka” jest z rodzaju niewyobrażalnych. Nie chodzi o to, że nie znam poprzednich tomów, a przydałoby się, ale o to, że nie potrafię wyobrazić sobie niebytu, w który, w niektórych miejscach, przesącza się rzeczywistość i tworzy w tym niebycie różnej wielkości fragmenty, po których bohaterowie wędrują, przeskakując z jednego na drugi, jakby to były wyspy. Jednolitej mieszanki czasu i odległości też nie potrafię objąć wyobraźnią. Podobnie jak realiów, okoliczności, rzeczywistości, która okazuje się odmienna dla różnych osób, uczestniczących w tym samym zdarzeniu. I wielu innych detali. Oczywiście można się przyzwyczaić, ale…
„Cytoniczka” to książka wyjątkowo dobrze wydana. Twarda, przyjemna w dotyku okładka, na niej intrygująca ilustracja w dobrze dobranych kolorach, świetna czcionka, wielkość liter dostosowana także dla czytelników czterdzieści plus, a nie tylko nastolatków z sokolim wzrokiem – dawno nie miałem w rękach produktu tak dobrego.
Narratorką „Cytoniczki”, to jest trzeciego tomu cyklu Skyward, jest Spensa, młoda dziewczyna, a to już rzadkość, by mężczyzna napisał powieść w takiej właśnie formie.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.